masz, lub poprostu historji i filozofji, dodając do nich ze dwanaście butelek wina.
— Wszystko to będzie u ciebie, ojcze, za godzinę.
Umowa stanęła i wszystko poszło pospiesznie.
Zresztą, zdania trzech młodych łudzi co do kapitana, zupełnie się między sobą różniły.
Dla Ludowika był on do wysokiego stopnia antypatycznym, czy dlatego, że jako stronnik Lavatera i Galla, znalazł linie jego twarzy i wypukłości czoła nie zupełnie zgodne ze sposobem jego mówienia, czy też, że rozmowa kapitana, jako prawdziwego marynarza, zanadto swą ziemską prozą raziła to serce wypełnione najczystszemi myślami, dość, że jak powiedział za pierwszem widzeniem, Ludowik nie mógł strawić tego przybysza.
Jan Robert, dziwak pod każdym względem, namiętny zwolennik wybitnych postaci, odkrył w nim pewną cechę oryginalności charakteru i nie uwielbiając go zanadto, doznawał wobec niego pewnego zajęcia.
Co do Petrusa, ten zapłaconym był, aby go kochać. Nie byłoby to zresztą na miejscu, przyznać trzeba, aby rozbierał równie ściśle jak Ludowik charakter tego człowieka, który żądał jedynie, aby mu wolno było obsypać młodzieńca bogactwem.
Niemożna jednak zaprzeczyć, że pewne wyrażenia, których zwykle używał kapitan, a szczególniej też wyrazy: wilk morski, drażniły niezmiernie jego uszy.
Koniec końców, jak widzimy, kapitan nie wzbudzał bezwzględnej sympatji pomiędzy trzema młodymi ludźmi; i w istocie, nawet Jan Robert i Petrus, najbardziej usposobieni do pobratania się z Piotrem Mont-Hauban, nie mogli zaprzyjaźnić się z człowiekiem tak fantastycznym, tak skomplikowanym, jakim był kapitan, na pozór naiwny, uwielbiający wszystko, kochający wszystko, idący otwarcie za każdym popędem swych wrażeń.
Niektóre jednak słowa zdradzały człowieka głęboko zużytego, nie wierzącego w nic i nie kochającego nic; jowialny chwilami, w innych znowu okolicznościach mógł być wzięty za przewodnika pogrzebowych orszaków. Było to połączenie różnorodnych żywiołów, mieszanina niewytłómaczona najświetniejszych przymiotów i najgorszych skłonności, najszlachetniejszych uczuć i najbardziej niskich namiętności.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1548
Ta strona została przepisana.