lub też oznajmiając jej na czas jeszcze, że już ją przestałeś kochać; byłaby poszła za pana Kolombana i nie chodziłaby tak jak teraz w żałobie.
I Chante-Lilas westchnęła głęboko.
— Ale któż u djabła mógł się tego domyśleć? odpowiedział niedbający o nic kreol, można starać się przypodobać kobiecie, być jej kochankiem, a mimo to nie zmuszonym do małżeństwa.
— Cóż to za potwór! odezwała się hrabina du Battoir.
— Przecież ja gwałtem nie zdobywałem Karmelity, równie jak i ciebie; no bądź szczerą, Chante-Lilas, czyż wziąłem cię gwałtem?
— O! panie Kamilu, nie porównywaj nas ze sobą, panna Karmelita jest uczciwą dziewczyną.
— A ty?
— O! ja jestem tylko dobrą dziewczyną.
— Masz słuszność, jesteś dobrą, wyśmienitą dziewczyną.
— I jeszcze gdybym nie była raz spadła z osła i nie pozostała zemdlona na trawie, wszystko byłoby poszło inaczej.
— A z twoim bankierem?
— Mój bankier nie wymaga nic odemnie.
— Mniejsza o to! kiedy tak utrzymujesz.
— Wiem to tylko, panie Kamilu de Rozan, że przenoszę o wiele nad ciebie mego bankiera, prawda, dał mi sto tysięcy franków, a ty nie dałeś mi nic.
— Jakto! ja nic ci nie dałem, niewdzięczna?... A moje serce, czy liczysz je za nic?
— Och! twoje serce, rzekła Chante-Lilas, wstając z miejsca i odepchnąwszy krzesło, podobne jest do owego papierowego kurczaka, którego podają w teatrze Porte-Saint-Martin; częstują nim na każdem przedstawieniu, a nikt go nie spróbuje nigdy. Ale proszę się dowiedzieć, czy powóz czeka?
Kamil zadzwonił. Garson zjawił się natychmiast.
— Rachunek najpierw, a potem zapytaj, czy powóz księżnej czeka.
— Stoi właśnie przed bramą.
— Czy odwieziesz mnie do Paryża, księżniczko?
— Dlaczego nie?
— A twój bankier?
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1555
Ta strona została przepisana.