Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1561

Ta strona została przepisana.

gdy nakoniec powieki mu się skleiły, miał sen przerywany, gorączkowy niespokojny.
Około piątej zrana, znużony, zasnął głęboko. O siódmej zakołatano do drzwi.
Petrus spostrzegł służącego. Zerwał się z żywością.
— Co się stało, Janie? zapytał.
— Jakaś pani zawoalowana chce mówić z panem, odrzekł służący zmieszany.
— Jakaś pani u mnie?
— Tak panie, chce się widzieć z panem.
— Czy znasz ją? zapytał Petrus.
— O! panie, nie powiedziała swego nazwiska, ale...
— Ale cóż?
— Zdaje mi się...
— Co ci się zdaje? kończ.
— Zdaje rmi się, że to księżna.
— Sądzisz, że to pani Regina.
— Jestem tego nawet pewny.
— Regina! zawołał Petrus, wyskakując z łóżka i ubierając się naprędce, Regina tutaj, o tej porze! Musiała wybuchnąć jakaś katastrofa. O! moje przeczucia, moje przeczucia.
Petrus ubrał się pospiesznie.
— Poproś ją na górę, powiedział, czekam w pracowni.
Służący wyszedł.
— Mój Boże! mój Boże! mówił Petrus prawie szalony, zesłałeś mi przeczucie nieszczęścia, ale co się stać mogło!?
W tejże chwili kobieta zawoalowana ukazała się na progu.
Służący szedł za nią. Nie omylił się on co do osoby. Przez gęstą zasłonę Petrus poznał Reginę. Kazał wyjść służącemu. Jan wyszedł i zamknął drzwi za sobą.
— Regino! zawołał Petrus, podbiegając ku młodej kobiecie, która zdawała się chwiać na nogach. Regino! czy to ty?
Regina, była to ona istotnie, podniosła zasłonę i rzekła:
— To ja, Petrusie.
Petrus cofnął się o dwa kroki, spostrzegłszy tę marmurową maskę, trupio blade oblicze hrabiny Rappt.
— Cóż więc się stało?