— Nie mogłem znaleźć lepszego przewodnika; Ekscelencjo, odrzekł zakonnik.
— Do mego przyjaciela de Valgeneuse!... Jakim sposobem list ten znajduje się w twoich rękach, ojcze?
— Otrzymałem go od jego syna, Ekscelencjo.
— Od jego syna? krzyknął ambasador, od Konrada?
Zakonnik zrobił potwierdzający znak głową.
— Biedny młodzieniec! odpowiedział machinalnie starzec, znałem go pięknym, młodym, pełnym nadziei; umarł w najnieszczęśliwszy i fatalny sposób!
— Sądzisz, Ekscelencjo, tak jak inni, że umarł: Ale tobie, jako przyjacielowi jego ojca, mogę powiedzieć: Żyje i składa wyrazy głębokiego szacunku u stóp twoich.
Ambasador spojrzał ze zdziwieniem na księdza. Zaczął powątpiewać, czy ten ostatni jest przy zdrowych zmysłach.
Zakonnik zrozumiał wątpliwość. Uśmiechnął się smutnie.
— Nie jestem szalony, powiedział, nie obawiaj się niczego, a szczególniej nie powątpiewaj, Ekscelencjo. Ty, jako człowiek przypuszczony do wszystkich tajemnic, musisz wiedzieć, że nieraz rzeczywistość przewyższa wszelkie przypuszczenia.
— Konrad żyje?
— Tak.
— Co on robi?
— Jestto nie moją, lecz jego tajemnicą, Ekscelencjo.
— Cokolwiek robi, musi o być coś dobrego, znałem go, było to wielkie serce... A teraz, jakim sposobem i dlaczego dał ci to pismo? Czego sobie życzysz? Rozporządzaj mną, mój ojcze.
— Wasza Ekscelencja oddaje się do mojej dyspozycji, nie wiedząc z kim mówi i nie pytając, kto jestem? Jesteś człowiekiem, a zatem moim bratem; jesteś księdzem, więc przychodzisz od Boga; nie potrzebuję wiedzieć więcej.
— Tak, lecz ja powinienem wszystko powiedzieć. Być może, że zetknięcie ze mną będzie zgubne dla tych, którzy mnie dotkną.
— Mój ojcze, przypomnij sobie Cyda... Święty Marcin, ukryty pod łachmanami biednego trędowatego, przywołał go na pomoc i z głębi rowu mówiąc: Przemożny rycerzu, ulituj się nad biednym trędowatym, który wpadłszy w rów nie może się wydobyć; podaj mi rękę; ta ręka nie naraża
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1565
Ta strona została przepisana.