acxji. Był więc wolny i mógł zamknąć się ze swą boleścią, wziąć się z nią za bary, walczyć, usiłować ją zmódz. Walka trwała dzień cały. Ucałowawszy matkę i siostrę, wyszedł równo ze świtem.
Udał się zwiedzić to miejsce, gdzie pięknej czerwcowej nocy, znalazł dziewczynkę śpiącą wśród zboża i kwiatów. Nie było już habru, maków, ani płowych kłosów; ziemia była, jak jego serce, goła, odarta, ścięta mrozem zimowym.
Poszedł przejść się po lesie Meudon, tak wesołym, tak pełnym słońca i zieleni, kiedy przechadzał się po nim z mistrzem swym; dotarł aż do bram Wersalu. Miał tyle siły, że nie zaszedł do zakładu. Na co mu widywać się z biedną dziewczyną? Wrócił do domu o dziesiątej wieczór: zrobił ze siedm mil w ciągu jednego dnia, a nie czuł najmniejszego znużenia.
Matka i siostra oczekiwały go obie niespokojne.
Wrócił z twarzą uśmiechniętą, ucałował je i zszedł do swego pokoju.
Odbyło się to samo co wczoraj. Znowu przechadzał się wolno i smutno; liczył godziny aż do północy. Nareszcie, zatrzymawszy się tak jak wczoraj kilka razy przed szafą gdzie była wiolonczela, zdecydował się otworzyć, dobył instrument z pudła i patrzał z głęboką melancholją.
Dziewczynka, jeżeli sobie przypominamy, przez kaprys dziecinny, odstręczyła go od grania na rzewnym instrumencie.
Widzieliśmy, że dotknął go kilka razy, wydobył, ścisnął między kolanami, upajał się melodją nieobecną, ale nie wydobył ani jednej nuty.
Dzisiaj powracał do niej.
— Byłem niewdzięcznym, rzekł, o! moja, moja stara przyjaciółko! czuła pocieszycielko! Opuściłem cię w dniu radości, wracam do ciebie w dniach niedoli! I ucałował wiolonczelę z uniesieniem. O niewyczerpane źródło pociechy!... mówił dalej, muzyko, ucieczko dusz zbolałych! uczyniłem jak syn marnotrawny, opuściłem cię niegdyś! Boleść mnie przygniotła i wracam do ciebie, ze skrwawionemi nogami, z duszą uciśnioną, a ty wyciągasz do mnie ręce, harmonijna bogini! przyjmujesz mnie z sercem pełnem miłosierdzia i czułości! Wydobył z szafy starą księgę muzyczną, położył ją na pulpicie, otworzył, siadł na wysokim taburecie, ujął wio-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/157
Ta strona została przepisana.