lonczelę i położył smyczek na strunach. Gdy zagrał, dwie łzy upadły mu z oczu. Wziął smyczek pod lewe ramię, wydobył chustkę, otarł zwolna wilgotne powieki i począł grać ten sam śpiew poważny i melancholijny, który Salvator i Jan Robert usłyszeli na dwie godziny przed rozpoczęciem tego opowiadania.
Wiemy jak Salvator zapukał do drzwi, jak dwóch przyjaciół wprowadził Justyn, jak zapytywali go o przyczynę jego łez, i jak nareszcie, bakałarz zgodził się opowiedzieć im swą historję.
Historję tę dwaj młodzieńcy wysłuchali z wrażeniami bardzo rozmaitemi.
Poeta żywo był poruszony w niektórych miejscach:, scena matki skazującej syna na nieszczęście, by niedozwolić mu spełnić czynu wątpliwego, wycisnęła mu łzy.
Filozof wysłuchał jej do końca, z pozorną nieczułością; tylko na imię panny Zuzanny i pana Loredana de Valgeneuse, zadrżał; rzekłbyś, że on nie pierwszy raz słyszał to nazwisko i wywierało na nim, pod względem moralnym, takie wrażenie, jakie pod względem fizycznym czyni zetknięcie się twardego ciała z raną nie zasklepioną.
— Panie, rzekł Jan Robert, bylibyśmy niegodni usłyszeć twego opowiadania, gdybyśmy człowiekowi takiemu, jak ty, próbowali udzielać czczych pociech. Oto są nasze adresy; jeżeli kiedy potrzebowałbyś dwóch przyjaciół, daj nam pierwszeństwo.
I jednocześnie Jan Robert wydarł kartkę z pugilaresu, napisał na niej dwa nazwiska z dwoma adresami i oddał ją Justynowi.
Justyn wziął i schował do księgi muzycznej. Wiedział, że tam znaleźć ją może codzień. Potem podał obie ręce młodzieńcom.
W chwili gdy te cztery ręce ściskały się, zastukano gwałtownie do drzwi.
Kto mógł stukać o tej porze.
Justyn otworzył drzwi młodym ludziom, przez które ukazał się gość nocny a raczej ranny, gdyż pierwsze promienie dnia już zaczynały świtać.
Stukającym do drzwi był chłopiec czternastoletni, z płowemi włosami wijącemi się w pierścienie, z licem rumianem, w dość lichem ubraniu. Istny ulicznik paryzki,
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/158
Ta strona została przepisana.