— Jak widzisz, aby ci wykraść listy.
— Jakimże sposobem mogłem to przypuszczać? Przedstawi! się jako bogacz i na początek oddał mi nawet usługę.
— Usługę! powtórzył Salvator, patrząe badawczo na Petrusa, i jakąż to usługę?
Petrus uczuł, że zaczerwienił się po uszy pod tem wejrzeniem.
— Przeszkodził on, wyjąkał, do sprzedaży moich sprzętów i obrazów, pożyczając mi dziesięć tysięcy franków.
— Tak, za które żąda pięć kroć sto tysięcy od hrabiny Rappt. Przyznasz kochany Petrusie, że śmiałek ten umie ciągnąć korzyść ze swoich pieniędzy.
Petrus spojrzał z wymówką na Salvatora.
— Prawda, powiedział, jest to moja wina, ale te dziesięć tysięcy franków przyjąłem.
— A zatem masz dziesięć tysięcy franków więcej długu, odezwał się Salvator.
— O! rzeki Petrus, z tych dziesięciu tysięcy franków zapłaciłem sześć do ośmiu tysięcy najpilniejszych długów.
— Nie o to chodzi, powiedział Salvator, wróćmy więc do istotnego nieszczęścia. Człowiek ten uszedł od ciebie?
— Tak.
— Dawno?
— Od wczoraj rana.
— I nie dziwiło cię to zniknięcie?
— Nie, zdarzało mu się czasem nocować za domem.
— To ten człowiek!
— Jednakże...
— Powiadam ci, że to on; obralibyśmy złą drogę, szukając innych śladów.
— Wierzę temu, tak jak i ty, mój przyjacielu.
— Cóż uczyniła hrabina, odebrawszy ten list?
— Obliczyła swoje środki pieniężne.
— Jest ogromnie bogatą?
— Tak, ale nie może sprzedawać, ani pożyczać bez zezwolenia męża i nie może także żądać tego zezwolenia, ponieważ jest on teraz o ośmset mil od niej. Zebrała więc swoje brylanty, koronki i kosztowności, lecz wszystko to bardzo drogie gdy się kupuje, traci połowę wartości, gdy się sprzedaje, może więc zaledwie mieć siedmdziesiąt pięć do ośmdziesięciu tysięcy franków.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1586
Ta strona została przepisana.