Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1601

Ta strona została przepisana.

Ale notarjusz nie podniósł oczu, przebiegał on, czy też udawał że przebiega oczyma arkusz papieru zdobny pieczęciami i zapisany od góry do dołu; i nie odrywając wzroku, powiedział z pewnym odcieniem współczucia prawdziwie chrześciańskiego:
— I zostałeś posłańcem, mój biedny chłopcze?
— A tak, mój Boże, odrzekł Salvator, uśmiechając się mimowolnie.
— Czy zarabiasz przynajmniej na życie? ciągnął dalej notarjusz, nie odwracając głowy.
— Nie mogę się na to skarżyć, odpowiedział Salvator podziwiając pewność siebie pana Baratteau.
— I wiele też może przynosić dziennie twoje zajęcie.
— Pięć do sześciu franków; rozumiesz pan, że są złe i dobre dnie.
— O, o! zawołał notarjusz, jest to zatem dobre rzemiosło! Z pięcioma frankami dziennie, nie będąc nawet oszczędnym, można odłożyć na bok czterysta do pięciuset franków rocznie.
— Tak pan sądzisz? zapytał Salvator, usiłując zbadać notarjusza na sposób kota, który trzyma już mysz w swoich pazurach.
— Tak, tak, ciągnął dalej notarjusz. Ja naprzykład będąc kancelistą w biurze notarjusza, oszczędziłem sobie dwa tysiące franków z pensji, która wynosiła rocznie tysiąc pięćset franków; był to początek mojego uciułanego grosza. O! oszczędność mój kochany, oszczędność! nie może być szczęścia bez oszczędności. Byłem także młodym, miałem swoje wybryki, jak inni, mój Boże, ale nigdy nie przełamałem mego budżetu, nigdy nie pożyczałem, nigdy nie zaciągnąłem najmniejszego nawet długu, takiemi to właśnie zasadami można zapewnić sobie spokój na stare lata. Kto wie! może i ty kiedyś będziesz miljonerem.
— Kto wie! powtórzył Salvator.
— Tak, lecz tymczasem jesteśmy w kłopocie, hę? Szaleliśmy trochę, a mając pustą kasę, przyszedł nam na myśl ten poczciwy pan Baratteau i powiedzieliśmy sobie: To dobry człowieczysko, nie zostawi nas w kłopocie.
— W istocie, powiedział Salvator, muszę przyznać, że czytasz pan w mej myśli, jak przez szkło powiększające.
— Niestety! dodał sentencjonalnie notarjusz, jesteśmy na nieszczęście przyzwyczajeni badać nędzę ludzką; to, co mi