Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1609

Ta strona została przepisana.

Widzisz zatem, iż moje żądanie jest skromniejsze i rozsądniejsze, niżeli sądzisz, ponieważ to, czego obecnie wym agam, nie wynosi nawet dziesiątej części mojego majątku: Obierz więc pan przytomność i kończmy coprędzei tę brudną sprawę.
Notarjusz zdawał się niesłyszeć, siedział z oczyma wlepionemi w ziemię, z głową spuszczoną na piersi, z rękoma sztywno wyciągniętemi, jak manekin, pognębiony, przybity, w nicość obrócony; rzekłbyś grzesznik wobec archanioła karzącego na sądzie ostatecznym. Salvator uderzył go po ramieniu, aby go obudzić z tego odrętwienia i rzekł:
—A zatem, nad czem przemyśliwamy?
Notarjusz wzdrygnął się, jak gdyby uczuł rękę żandarma, podniósł na mówiącego wzrok pomieszany, dziki bezrozumny, potem opuścił znów głowę na piersi i przybrał napowrót postawę nieruchomą, zrozpaczoną.
— Hola! panie oszuście, rzekł Salvator, przejęty obrzydzeniem na widok tego człowieka, hola! panie oszuście mówmy mało, lecz mówmy prędko i dobrze. Mówiłem ci i powtarzam, iż potrzeba mi pięć kroć sto tysięcy franków na jutro na 9-tą zrana.
— Ależ to niepodobna! wybełkotał notarjusz nie podnosząc głowy, aby nie spotkać wzroku młodego człowieka.
— Czy to pańskie ostatnie słowo? spytał Salvator. Gdy potrzeba co wziąć, to człowiek taki, jak pan, niepowinien bycć w kłopocie; potrzebuję tych pieniędzy stanowczo.
— Przysięgam... próbował wyrzec notarjusz.
— A! jeszcze jedna przysięga, podchwycił Salvator z najpogardliwszym uśmiechem; oto już trzecia od półgodziny i nie więcej tej wierzę, jak i dwom poprzednim. Po raz ostatni, słyszysz pan? jest to ostatni raz, czy chcesz, czy nie chcesz oddać mi pięć kroć sto tysięcy?
— Lecz w takim razie zostaw mi pan miesiąc czasu, aby je wynaleźć!
— Mówiłem już, że jutro o dziewiątej potrzebuję ich, nie o dziesiątej, gdyż to byłoby zapóźno.
— Chociaż tydzień jeden!
— Ani godziny.
— A więc to niepodobna! zawołał notarjusz głosem pełnym rozpaczy.
— W takim razie wiem, co mi wypada zrobić, odparł Salvator, zwracając się do drzwi.