nym do popadnięcia w apatję. Tego nie życzył sobie Salvator.
— A zatem spieszmy się, powiedział, już dość czasu straconego w takim interesie. Czy masz pan u siebie sumę,, albo też papiery reprezentujące ją?
— Mam z jakie sto tysięcy franków, odpowiedział notarjusz, w talarach, złocie i biletach.
I otworzywszy szkatułę, rozłożył te sto tysięcy na biurku.
— A na czterysta? zapytał Salvator.
— Mam tu za ośmkroć sto tysięcy mniej więcej różnych papierów, kuponów, obligów, akcyj, i t. d., odparł Baratteau.
— Dobrze, masz pan cały dzień do spieniężenia tego; tylko uprzedzam cię, iż potrzebuję tych pieniędzy w biletach bankowych po tysiąc, lub po pięć tysięcy, nie w monecie.
— Będzie, jak pan zechcesz.
— A więc daj mi pan wszystko w biletach tysiąc frankowych.
— Niech i tak będzie.
— Rozdzielisz pan pięć kroć sto tysięcy na dziesięć paczek, po pięćdziesiąt tysięcy franków każda.
— Jak pan sobie życzysz, odpowiedział notarjusz.
— Dobrze.
— I potrzeba panu tych pieniędzy?...
— Na jutro przed dziewiątą, mówiłem już panu.
— Będę dziś wieczór u pana.
— Tem lepiej.
— Gdzież je panu zawieźć?
— Ulica Macon, Nr. 24.
— Czy zechcesz mi pan powiedzieć, pod jakiem nazwiskiem mam pana szukać, gdyż przypuszczam, iż nie nosisz swego, skoro mają cię za zmarłego.
— Spytasz się pan o posłańca z ulicy Żelaznej, Salvatora.
— Panie, wyrzekł uroczyście notarjusz, zapewniam cię, iż dziś o 9-ej wieczór będę u ciebie.
— O! nie wątpię, odrzekł Salvator.
— Lecz czy mogę spodziewać się, mój dobry panie Konradzie, iż po skrupulatnem wykonaniu pańskich rozkazów, nie będę potrzebował już niczego obawiać się od pana?
— Moje postępowanie stosować się będzie do pańskiego, jak pan będziesz czynił, tak i ja... W obecnej chwili myślę
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1611
Ta strona została przepisana.