perskiej szaty, niżeli do zwyczajnego surduta; na głowie miał niski kapelusz z rondem, co nadawało pozór protestanckiego księdza, lub też kwakra amerykańskiego, wreszcie twarz jego oprawna była w gęste faworyty, wznoszące się aż do końców brwi.
Ponieważ to nie był Petrus, więc był to hrabia Ercolano...
Ponieważ nie był to zakochany, musiał więc być złodziej.
Był to razem hrabia Ercolano i złodziej.
Skoro powiedzieliśmy już wyraźnie to słowo, czytelnicy nasi zrozumieli na co czekał i pojęli dlaczego krata ogrodu hrabiny Rappt zajmowała wyłącznie jego uwagę.
Przybywszy na bulwar o pół do jedenastej, przebiegł już wszystkie jego zakątki i aleje, potem trzymał się na uboczu; nareszcie odprowadził daleko ostatniego podejrzanego przechodnia, który się zapóźnił w tej pustej dzielnicy miasta; z zapadnięciem nocy, upewniwszy się, iż jest panem placu, powrócił przechadzać się na drodze w alei przylegającej do parku hrabiny Rappt.
Można go było zajść na trzy różne sposoby, i właśnie, aby uniknąć tego, przybył o dziesiątej wieczór i ulokował się przed kratą dla bliższego zbadania ataków i przeciwstawienia skutecznego ratunku.
Można było go zajść z prawej lub z lewej strony; lecz człowiek tego rodzaju, jakim był wprowadzony przez nas na scenę, nie pozwoliłby się pochwycić znienacka.
Powiedzieliśmy, iż zbadał drobiazgowo miejscowość i był pewny, iż żaden kącik nie był ukrytą zasadzką; zresztą na wszelki wypadek, gdyż hrabia Ercolano był przezorny, wsunął za pas parę pistoletów i sztylet długi kończasty, spodziewał się zatem, iż zdoła obronić swój majątek, lub przynajmniej sprzedać go tak drogo, iżby ci, co się nań targnęli, pożałowali tego gorzko. Nie miał więc się czego obawiać z tej strony.
Wprawdzie z innego punktu niebezpieczeństwo było większe.
Groziło ono raczej od ulicy Plumet, gdzie było główne wejście pałacu de la Motte-Houdan i gdzie zatrzymywały się pojazdy: tam mogło się było ukryć z pół tuzina drabów uzbrojonych w strzelby, pałasze i halabardy; przezorny hrabia Ercolano wyobrażał sobie najfantastyczniejsze
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1614
Ta strona została przepisana.