rującego przed kratą, przyjrzysz mu się uważnie i nie ruszysz się wcale, cokolwiekby zaszło. O północy, z tamtej strony kraty przyjdzie dama, która będzie rozmawiać o interesach z tym człowiekiem, i która w zamian za dziesięć listów, odda mu dziesięć paczek biletów tysiąc frankowych; zaczekasz aż skończą. Doszedłszy do dziesiątej pączki, pani ta powie słowa: „Skwitowałam się z tobą“. Zaledwie te trzy słowa zostaną wymówione, wpadniesz na tego człowieka i weźmiesz go za szyję ściskając mu ją dopóty, dopóki nie odda ci biletów. Zresztą postąpisz sobie z nim stosownie do okoliczności; możesz go poturbować trochę, jeśli zechcesz, lecz nie zabijaj zupełnie, chyba, żebyś nie mógł inaczej uczynić.
Jak wiemy, Jan Byk wykonał już punktualnie część rozkazów Salvatora, zobaczymy teraz, jak dokona reszty.
Zostawiliśmy Jana ściskającego za gardło hrabiego Ercolano i tłumiącego mu głos; jak nie przestał tego czynić przez czas, kiedy dawaliśmy objaśnienia czytelnikom, tak i teraz tak samo postępuje, tak dalece, że przeciwnikowi aż język z ust wychodzi.
— Tak, rzekł nareszcie Jan Byk, teraz rozmawiajmy.
Hrabia Ercolano odezwał się stłumionym jękiem.
— Zgadzasz się? Bardzo dobrze, ciągnął Bartłomiej, tłómacząc na swój sposób odezwanie się hrabiego, a więc teraz, mówił dalej stłumionym basem, oddasz mi wszystko, coś otrzymał przed chwilą od tej młodej damy.
Awanturnik zadrżał, jakby usłyszał trąbę sądu ostatecznego, i tym razem nie odpowiedział nawet żadnem mruczeniem. Czy dusił się, czyli też odmawiał?
Dusił się już, lecz jeszcze odmawiał.
Jan Byk ponowił żądanie, ściskając go nieco mocniej.
Hrabia Ercolano, mając wolne ręce, spróbował pochwycić także za kołnierz swego przeciwnika.
— Opuść łapy! zawołał Jan Byk. I końcem palców uderzył w pięść hrabiego z taką siłą, iż o mało jej nie zgruchotał.
Potem Jan Byk śrubował mocniej gardło, a hrabia wyciągnął o cal dłużej język.
Może czytelnik zapyta, dlaczego Jan Byk, zamiast żądać od hrabiego rzeczy tak przykrej i tak niezgodnej z jego zwyczajem, to jest by oddał, co wziął, nie zabrał mu sam pieniędzy z kieszeni, co przecież nie było trudniej-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1622
Ta strona została przepisana.