będzie otwarty, przywrócić równowagę między swemi siłami a siłami swego przeciwnika.
Jan Byk niepuszczając jeszcze zupełnie hrabiego Ercolano, przeliczył porozrzucane paczki, i widząc ich tylko dziewięć, zażądał dziesiątej.
— Daj mi przynajmniej poszukać w kieszeni, tłómaczył się głosem zduszonym.
— Aż nadto słuszne, odparł Jan Byk, szukaj!
— Puść mnie więc.
— Skoro będę miał czego żądam, odrzekł Jan Byk, wtedy cię puszczę.
— Oto jest, masz ją! wołał oszust, rzucając dziesiątą paczkę biletów obok dziewięciu innych, lecz otwierając zarazem nóż w ciemnych głębiach swej kieszeni.
Jan Byk dał słowo, iż go puści, gdy dostanie pieniądze, puścił go więc.
Hrabia Ercolano marzył tymczasowo, iż skoro cieśla zrobi poruszenie dla zebrania pieniędzy leżących o trzy kroki od niego, on jednym rzutem wskoczy na kolosa, przebije go, lub przynajmniej skaleczy.
Lecz była to nadzieja, niedorzeczny sen, gdyż Jan Byk, właściwie nie wymyśliwszy prochu, który człowiekowi tak szczęśliwie obdarzonemu od natury musiał się wydawać zbytkownym środkiem zniszczenia, Jan Byk zwietrzył zły zamiar awanturnika, i spoglądał tylko jednem okiem na swoje bilety.
Rozumie się, iż patrząc drugiem na hrabiego Ercolano, dość wcześnie spostrzegł ostrze noża, aby wyciągnąć ze swej strony szeroką jak kijanka rękę, w którą nierozważnie zagłębiła się pięść awanturnika.
W jednej chwili, przez sam nacisk mięśni, nóż wysunął się z ręki hrabiego Ercolano, a on sam jednocześnie uginając się pod naciskiem, upadł w tył.
Jan Byk postawił kolano na piersiach zwyciężonego, które głuchy łoskot wydały, w połączeniu z przytłumionem chrapaniem, a ponieważ przewrócił go zręcznie tuż obok papierów, powkładał więc paczki jednę po drugiej do swej kieszeni.
Właśnie był tem zajęty, gdy mu się wydało, iż nieprzyjaciel nieprzestając chrapać, wyciągnął rękę w stronę noża.
W tedy uznał, iż trzeba raz skończyć i uderzeniem pięi-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1624
Ta strona została przepisana.