straciwszy ją z oczu, schylił się, podniósł paczkę, odłączył od niej dziesięć biletów, które włożył w swój pugilares, a dziewięć nienaruszonych paczek i dziesiątą napoczętą wsunął do kieszeni.
Zaledwie panna Fifina zniknęła, zaledwie Salvator włożył w pugilares dziesięć tysięcy franków, a do kieszeni dziewięć paczek i jedną napoczętą, drzwi Gibassiera otworzyły się i ten czcigodny przemysłowiec ukazał się na progu, ubrany jedynie w spodnie i haftowane pantofle, z głową obwiązaną fularem.
Uderzenie we drzwi dziewczyny i towarzyszące im czuło wzywania, okrzyk przerażenia, który wydała poznając Salvatora, rodzaj walki będącej następstwem tego spotkania, zakłóciły, jakeśmy powiedzieli, sen uczciwego Gibassiera tak dalece, iż chcąc sobie zdać sprawę z tego, co się dzieje w sieni, wyrwał się słodyczom snu, wyskoczył z łóżka, nasunął spodnie i pantofle i zcicha drzwi uchylił.
Niesłysząc już żadnego hałasu, spodziewał się znaleźć sień pustą. Dosyć był więc zdziwiony widokiem Salvatora, musimy nawet dodać na pochwałę przezorności pana Gibassier, iż spostrzegając przed drzwiami nieznajomego, zrobił poruszenie, aby je zamknąć czemprędzej.
Lecz Salvator, który znał wypuszczonego z więzienia złoczyńcę, tak z fizjognomii, jakoteż z opinji, który wiedział, jaki udział miał w porwaniu Miny, i pilnie śledził go od tego czasu, bądź wprost, bądź ubocznie, nie dlatego tyle starań dołożył dla wynalezienia go, ażeby teraz dać mu się ukazać i zniknąć. Wyciągnął więc rękę, oparł się zamiarowi zamknięcia drzwi, i zaczepiając go z całą uprzejmością, na jaką tylko mógł się zdobyć.
— Wszak z panem Gibassier mam honor mówić? zapytał.
— Tak jest, panie, odpowiedział Gibassier, patrząc o tyle podejrzliwie, o ile dozwalały mu oczy jeszcze nabrzmiałe. Z kimże mam honor rozmawiać?