Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1635

Ta strona została przepisana.

jąc się słodko przyjmując tę średnią zasadę dla reszty ludzkości, widzę z radością, iż pan stanowisz wyjątek od reguły, i jakkolwiek nie wydajesz się starszym nad trzydzieści trzy lat, nie mniej przeto musiałeś pan bez zaprzeczenia dawno już ten wiek przekroczyć.
— Czy mam się z tego szczycić? odparł filozoficznie i melancholijnie czcigodny Gibassier.
— Pytanie nie w tem leży.
— Gdzież więc się znajduje?
— Znajduje się w tem, że skoroś pan przeszedł fatalną liczbę, prawdopodobnie podwoisz wiek średni i dojdziesz do sześćdziesiątego szóstego roku, przez co jeden tydzień dla pana, jest tylko trzytysiączną czterechsetną częścią życia; wierz mi pan, iż nie mówię ci tego dla targowania się o wartość twojego tygodnia, lecz dla sprostowania pańskiego sądu co do długości własnego jego życia.
— Tak, odpowiedział Gibassier, zdając się być przekonanym na tym punkcie, lecz użytek tego tygodnia, czy będzie dla mnie przyjemnym?
— Przyjemnym i korzystnym; połączysz pan w sobie, co jest rzeczą rzadką na tej ziemi, przepis Horacego, o który tak trudno, a niepodobna, ażeby taki uczony jak pan, nie znał dzieł poety-filozofa, zalecającego Utile-dulci.
— O co idzie? zapytał Gibassier, który, artysta w swoim rodzaju, dał się pociągać wszelkiej malowniczej rozmowie.
— Idzie o podróż.
— A! brawo!
— Pan lubi podróże?
— Ubóstwiam.
— Widzi pan, składa się wybornie! Jakież kraje mam zwiedzić?
— Niemcy.
— Germania mater... Coraz lepiej! zawołał Gibassier. Tem większe mogę oddać w Niemczech usługi, iż znam ten kraj doskonale, i że moje w nim podróże były zawsze szczęśliwe.
— Jest to wiadomem i dlatego też udaję się z tą propozycją do pana; powodzenie sprawy oddane jest zupełnie pod opiekę pańskiego szczęścia.
— Przepraszam, jak pan mówi? zapytał Gibassier, który mając jeszcze nieco zawrotu głowy, myślał iż Salvator wyrzekł honoru.