— Wiesz pan o tem zapewne, podjął Salvator, że jakkolwiek nauka nieumie sobie z tego zdać sprawy, niektóre zwierzęta mają szczególne przeczucia; może nieprzewidziane jakie nieszczęście grozi naszemu przyjacielowi panu Gerard.
— Tak mówią, odparł doktór, ale my niedowiarki, nie wierzymy w te wszystkie głupstwa.
— Jednakże, odezwał się ogrodnik, moja babka...
— Twoja babka była głupia, mój przyjacielu, przerwał doktor.
— Wybacz pan, zapytał notarjusz, ale mówiłeś o niebezpieczeństwie, które mogłoby grozić panu Gerard?
— Niebezpieczeństwo? powiedział geometra, i jakież to niebezpieczeństwo mogłoby grozić najuczciwszemu z ludzi na świecie, człowiekowi, który szedł zawsze drogą prawą?
— Człowiekowi, który jest uosobionym patrjotyzmem! dodał były woźny sądowy.
— Wcielonem poświęceniem! dorzucił doktor.
— Wyrzeczeniem się siebie! zawołał notarjusz.
— A! wszak wiecie panowie, że właśnie podobnych ludzi nieszczęście prześladuje. Nieszczęście jestto lew z Pisma Świętego: quarens quem devoret, pochłania on zwykle ludzi cnotliwych, naprzykład Job.
— Ale co u djabła robi tam pański pies? zauważył ogrodnik, spoglądając pod stół, pożera trawę.
— Nie zważaj pan na to, odrzekł Salvator. Mówiliśmy o panu Gerardzie i powiedzieliśmy...
— I powiedzieliśmy, podjął notarjusz, że kraj, w którym przyszedł na świat podobny człowiek, powinien być z tego dumny.
— Zmniejszy on podatki, powiedział doktor.
— Podniesie ceny zboża, dodał rolnik.
— Każe spuścić cenę chleba, mówił ogrodnik.
— Zlikwiduje dług narodowy, dorzucił były woźny.
— Zreformuje ustawę dowolną szkoły lekarskiej, mówił doktor.
— Każe sporządzić nowy pomiar Francji, powiedział geometra.
— O! zawołał notarjusz przerywając tę litanię pochwał, ależ pański pies zasypuje mi piaskiem spodnie.
— Być może, odparł Salvator, ale nie zajmujmy się nim.
— Przeciwnie, zajmujmy się panowie, zauważył doktor,
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1668
Ta strona została przepisana.