Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1669

Ta strona została przepisana.

gdyż pies ten przedstawia ciekawy fenomen, ma język wywieszony, oczy krwią zaszłe, sierć najeżoną.
— Być może, powtórzył znowu Salvator, lecz byle mu tylko nie przeszkodzono w jego zajęciu, nic nikomu nie zrobi, pies ten cierpi monomanię, dodał śmiejąc się.
— Pozwól pan sobie powiedzieć, odparł pretensjonalnie doktor, że słowo monomania, które pochodzi od monos i mania, wyrazów oznaczających jedną myśl stale zajmującą umysł, może się tylko zastosowywać do człowieka, ponieważ człowiek ma myśl, a pies tylko instynkt, wprawdzie bardzo rozwinięty, niemogący jednak iść w porównanie ze szczytną organizacją człowieka.
— A zatem, odrzekł Salvator, wytłómacz pan to sobie jak chcesz, instynktem lub myślą, ale Brezyl jednem jest zajęty ciągle.
— Czemże to?
— Miał młodych państwa, których kochał bardzo, był to chłopczyk i dziewczynka, chłopczyk został zamordowany, a dziewczynka zniknęła; jak dotąd, szukał tak dobrze, że wynalazł dziewczynkę.
— Żywą?
— Tak, żywą najzupełniej, ale co do chłopczyka, ponieważ został zamordowany i pochowany, biedny Brezyl, który ma nadzieję odkryć miejsce, gdzie trup został ukryty, biedny Brezyl, powtarzam raz jeszcze, szuka ciągle.
Quaere et invenies, powiedział notarjusz, zadowolniony, że mógł wtrącić trzy łacińskie wyrazy.
— Wybacz pan, odezwał się doktor, ale to, co mówisz, jest prawdziwym romansem.
— Powieścią, jeżeli pan wolisz, dodał Salvator, i to nawet straszliwą.
— Słowo daję, powiedział notarjusz, jesteśmy właśnie pomiędzy gruszką a serem, jak mówił nieboszczyk pan d’Aigrefeuille, gastronomicznej pamięci; jest to chwila powiastek i jeżeli zechcesz nam opowiedzieć swoją, kochany panie, będzie ona zupełnie na czasie.
— Chętnie, rzekł Salvator.
— Czy bardzo zajmująca? zapytał doktor.
— Tak sądzę, odrzekł z prostotą Salvator.
— Cicho sza! wołano ze wszystkich stron.
Nastała chwila milczenia, w czasie której Brezyl zawył znowu tak żałośnie, że aż dreszcz przebiegł biesiadników,