Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1688

Ta strona została przepisana.

Błyskawica mu przewodniczyła, podniósł rydel.
— Tak, tak, dobry panie Gerard, powiedział jakiś głos opiły; odpędź te muchy.
Gerard się zatrzymał. Głos ten zdradzał zupełną bezprzytomność.
— O! mruknął, to jakiś nieszczęśliwy na śmierć pijany.
I wypuścił z rąk rydel.
— Wystaw pan sobie ci głupi Turcy! powiedział człowiek podnosząc się na jedno kolano i czepiając ubrania Gerarda; wyobraź to sobie, że za smarkacza dziesięcioletniego, którego zabiłem, i jeszcze nie jestem zupełnie pewnym czym to uczynił, pochowali mnie żywcem, posmarowawszy miodem i każą mnie zjeść swoim szkaradnym muchom. Szczęściem, że ty przybyłeś, dobry panie Gerard, ciągnął dalej pijak, który mieszał rzeczywistość z marzeniem. Na szczęście, że przybyłeś tu ze swoim rydlem i wydobyłeś mnie z dołu. A! przecież jestem na wierzchu; do kaduka! nie przyszło to z łatwością. Panie Gerard, dobry panie Gerard, szanowny panie Gerard, choćbym żył sto lat, nie zapomnę usługi, którą mi oddałeś!
Gerard poznał jednego ze swoich biesiadników. Był to rolnik.
Co mógł on widzieć? co widział? o czem mógł pamiętać? Całe życie nędznika zawisło w tych pytaniach.
— A! tak, mówił rolnik, gdzież u djabła są inni? To ja pytam o to? powiedział pan Gerard.
— Nie, wybacz mi, nalegał rolnik, to ja pytam ciebie. Gdzie oni się podzieli?
— Musisz to wiedzieć. No, staraj się zebrać wspomnienia; co robiłeś od czasu mego wyjazdu?
— Powiedziałem ci już, szanowny panie Gerard, zostałem zjedzony przez muchy!
— Ale nim zostałeś zjedzony przez muchy, nic sobie nie przypominasz?
— Zdaje się, że zabiłem dziecko.
Gerard się zachwiał; był blizkim omdlenia.
— Cóż to, powiedział pijak, czy to pan, czy też ja nie mogę utrzymać się na nogach?
— To ty, odparł Gerard, ale bądź spokojny, wyprowadzę cię stąd, skoro mi opowiesz co się stało po moim odjeździe.
— A! tak, prawda, wyjąkał rolnik, przypominam sobie...