Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/169

Ta strona została przepisana.

— Nie potrzebuję ani pulardy z truflami, ani bażantów na pomarańczach; chciałabym kawałek białego chleba, takiego jak ubodzy u nas dostawali w niedzielę.
Brocanta, jakkolwiek twarda, wzruszyła się na tę odpowiedź, tak prostą a zarazem tak żałosną; i dała sou Babolinowi.
— Idź przynieś bułeczkę od piekarza, rzekła.
Babolin wziął pieniądz, jednym susem zbiegł ze schodów, wrócił w pięć minut, i przyniósł bułkę o białym ośrodku i złocistym naskórku.
Bladej Róży bardzo się jeść chciało; pochłonęła bułkę do okruszyny.
— Cóż, czy to lepsze? zapytała Brocanta.
— O! doskonałe; dziękuję pani.
Nikomu nigdy jeszcze nie przyszło do głowy nazwać Brocantę „panią“.
— Piękna mi pani! odezwała się. A teraz, moja panno Precjozo, co sobie życzysz na deser?
— Prosiłabym o szklankę wody, odpowiedziała dziewczynka.
— Podaj garnczek, rzekła Brocanta do syna.
Babolin przyniósł garnczek bez ucha, wyszczerbiony i podał dziewczynce.
— Czy wy z tego pijecie? zapytała łagodnym głosem.
— To matka z tego pije; a ja sobie nalewam.
I wznosząc garnczek na pół stopy nad głowę, puścił strumień wody, którą chwytał w usta ze zręcznością świadczącą o wprawie.
— Ja pić nie będę, rzekła mała.
— Dla czegóż to? zapytał Babolin.
— Bo nie umiem pić tak, jak ty.
— Dobrze! widzisz, że potrzeba szklanki dla panny, odezwała się Brocanta zżymając ramionami. To już litość bierze.
— Szklanki? rzekł Babolin. Tu musi być gdzieś szklanka. I poszukawszy chwilę, wynalazł jakąś szklankę w kącie. Masz, rzekł napełniwszy szklankę wodą i podając ją dziewczynce, pij.
— Nie, odrzekła, nie będę piła.
— Dla czego?
— Bo mi się pić nie chce.
— Ależ chce ci się, kiedy tylko co prosiłaś o wodę.