— Czcigodny Gerardzie! rzekł pan Jackal, gdybyś słyszał co tu o tobie mówią, jakżebyś się oburzył!
— Mylisz się pan, onby się nie oburzył, onby drżał.
— Zkądże pan przypuszczasz, że to Gerard usunął trupa?
— O! ja nic nie przypuszczałem, ja byłem pewny natychmiast; tak pewny, iż powiedziałem sobie zaraz, że pan Gerard dla większej spokojności mógł go przenieść tylko do siebie, do Vanvres. Wtedy pojmujesz pan, pewnej pogodnej nocy dopomogłem Rolandowi do przeskoczenia przez mur ogrodowy domu, który pan Gerard zamieszkuje w Vanvres, skoczyłem sam za nim i powiedziałem mu; Szukaj, mój dobry psie, szukaj! Roland szukał i znalazł. Po dziesięciu minutach, drapał on murawę z taką wściekłością, że musiałem schwycić go za obrożę i oddalić, ażeby nazajutrz nie poznano śladu jego pazurów. Ryłem pewny, że trup jest tam. Jakeśmy weszli, takeśmy i wyszli; i oto cała historja. Resztę odgadujesz pan, nieprawdaż? Wszak to nie pan Sarranti, który od pół roku siedzi w więzienia, wszak to nie on przed trzema miesiącami wygrzebał ten szkielet z parku Viry, by go zakopać na tarasie domu w Vanvres; owóż jeżeli nie pan Sarranti, to pan Gerard.
— Hm! odezwał się pan Jackal bez żadnej odpowiedzi prócz wykrzywienia, ale... Nie, nic.
— Dokończ pan; chciałeś się zapytać, dlaczego, uwiadodomionym będąc o istnieniu trupa w domu pana Gerarda nie rozpocząłem sprawy wcześniej?
— Rzeczywiście, rzekł pan Jackal, chciałem się pana o to zapytać przez prostą ciekawość, bo to co mi opowiadasz, zakrawa więcej na romans niż na prawdę.
— To jednak historja, kochany panie Jackal, i jedna z najautentyczniejszych. Chcesz pan wiedzieć dlaczego niedziałałem wprzód, to panu powiem. Ja jestem głupcem, kochany panie Jackal; zawsze mam człowieka za lepszego niż jest. Wyobrażałem sobie, że pan Gerard nie będzie miał odwagi zgubić niewinnego dla ocalenia siebie, że opuści Francję, a z Niemiec, z Anglji czy z Ameryki wyjawi wszystko; ale nic z tego! Ohydny łajdak ani drgnął.
— Hm! rzekł pan Jackal, może też to niezupełnie jego wina i nie trzeba go za to obwiniać bezwzględnie.
— Tak, że dziś wieczór powiedziałem sobie: Już czas!
— I przyszedłeś pan po mnie, ażebyśmy razem udali się dla wykopania trupa?
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1695
Ta strona została przepisana.