Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1709

Ta strona została przepisana.

przyjaciela, chciał sprawić efekt, jak to mówią w języku teatralnym. Poznał też on to po mimowolnem drgnieniu sąsiada.
— Stój! zawołał tenże do woźnicy, a raczej do tego co pełnił jego obowiązki.
Powóz zatrzymał się.
— Będzie to rzecz najłatwiejsza, bąknął niedbale pan Jackai, napiszę przy świetle księżyca kilka słów na kartce.
I jakoby dostatecznie upoważniony, pan Jackal już niósł rękę do zawiązki, gdy sąsiad rękę tę zatrzymał.
— Bez inicjatywy, panie, rzekł. My to a nie pan określić mamy formę, w jakiej rzecz się odbędzie.
I zamknąwszy szyby, nieznajomy zapuścił z wielką starannością czerwone jedwabne zasłony. Poczem wydobył z kieszeni głuchą latarkę, którą zapalił przyrządem fosforowym.
Pan Jackal usłyszał trzask zapałki i poczuł cierpką won fosłoru pomieszaną z powietrzem.
— Stanowczo, pomyślał, zostaję z ludźmi, którzy nie chcą ażebym zbadał miejscowość; to ludzie bardzo silni. Przyjemność mieć do czynienia z takimi...
— Teraz możesz Pan zdjąć zawiązkę, rzekł sąsiad.
Pan Jackal nie dał sobie dwa razy powtórzyć i wolno, jak człowiek, któremu nie pilno, podniósł przeszkodę.
Był w pudle hermetycznie zamkniętem. Zrozumiał, że nie ma co starać się którędybądź wyjrzeć na zewnątrz, i zrezygnowany jak wszyscy ludzie odważni, dobył z kieszeni pugilares i napisał:
„Rozkazuję Kanlerowi, dyżurnemu w sali św. Marcina, ażeby natychmiast wypuścił pana Salyatora“.
Położył datę i podpis.
— Teraz, rzekł, jeżeli pan zechcesz dać tę kartkę mojemu stangretowi; jest to uczciwy i wierny człowiek, nawykły do moich działań filantropijnych, ani minutę nie spóźni się w spełnieniu mojego zlecenia.
— Panie, odparł ze zwykłą grzecznością sąsiad pana Jackala, pozwól, że usługi twojego stangreta pozostawimy na inny raz; mamy ku temu ludzi, którzy zastąpią wszystkich stangretów na świecie.
Nieznajomy zgasił latarkę, umieścił z największą grzecznością napowrót zawiązkę na oczach pana Jackala, na-