mniejsza o to! Masz pan prawo tak samo służyć człowiekowi, jak my zasadzie. Pan ujęty jesteś nie jako czynnik polityczny rządu teraźniejszego, lecz jako człowiek nadużywający swej władzy. Nie ma dnia, w którymby jaka skarga nie zaszła na pana przed trybunał tajemny; nie ma dnia, w którymby jeden z braci nie wołał o pomstę na pana. Oddawna więc, panie, śmierć twoja jest postanowioną, a jeżeliśmy ją dotychczas opóźnili, to podziękuj Salvatorowi.
Spokojny ton, z jakim słowa te wyrzeczone zostały, wywarł na panu Jackalu tak straszne wrażenie, jak gdyby usłyszał brzmienie trąby anioła niszczyciela.
Milczenie, jakie zachowywał pan Jackal, dało sposobność innemu mówcy do zabrania głosu.
— Człowiek, którego pan kazałeś aresztować, rzekł, chociażeś mu winien dziesięć razy życie, drogi jest nam nadewszystko, i za ten jeden czyn, za to, że śmiałeś rękę podnieść na tego, którego z tylu względów powinieneś był szanować, już zasłużyłeś na śmierć. Śmierć tedy twoją weźmiemy pod rozwagę. Przyniosą tu panu stół, papier, pióro i atrament, i jeżeli podczas tej narady, którą możesz pan uważać za stanowczą, masz do zrobienia jakie rozporządzenia, spisz je, a my zobowiązujemy się słowem honoru wykonać je najściślej.
— Ale, zawołał pan Jackal, ażeby testament był ważnym, potrzeba notarjusza, a nawet dwóch.
— Nie dla testamentu olograficznego. Pan wiesz, że testament olograficzny, cały napisany własnoręcznie, jest najważniejszy ze wszystkich, skoro podpisany zdrowym jest na ciele i umyśle. Owóż, jest tutaj stu świadków, którzy w razie potrzeby zeznają, że w chwili kiedy testament pański był napisany i podpisany, byłeś pan zdrów na ciele i umyśle. Oto stół, papier, atrament i pióra, pisz pan co chcesz. My, żeby panu nie przeszkadzać, odstąpimy.
Mówca dał znak, a tłum rozszedł się po lesie.
Pan Jackal pozostał sam pomiędzy stołem i krzesłem.
Nie można już było wątpić: papier, który miał przed sobą, był stemplowy, a ludzie odchodzący, poszli naradzić się nad jego śmiercią.
Trzeba było, słowem, pisać testament prawdziwy. Pan Jackal zrozumiał to i poskrobał się po głowie, mówiąc:
— Do licha ciężkiego! To sprawa gorsza niż myślałem.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1721
Ta strona została przepisana.