Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1723

Ta strona została przepisana.

jednej sekundy więcej, rzeki nieznajomy, składając zegarek na stole.
Potem odszedł i stanął na swojem miejscu w kole.
Jackal rzucił okiem na zegarek: upłynęła minuta. Zdawało mu się, że wskazówka postępuje ruchem widzialnym dla oka.
— I cóż, nie piszesz pan? zapytał tenże sam nieznajomy.
— Owszem, owszem, odparł pan Jackal.
I konwulsyjnie ściskając pióro, zaczął pisać.
Czy zdawał sobie sprawę z tego co robił? Tegobyśmy nie umieli powiedzieć, bo krew zaczęła mu uderzać do głowy. Uczuł szum w skroniach, jak człowiek zagrożony apopleksją. Nogi przeciwnie, zaczęły mu ziębnąć z przerażającą szybkością. Wreszcie, z piersi tych ludzi nie wyszło żadne tchnienie, żaden szmer nie zstąpił z gałęzi drzew, nie drgnął żaden ptak, owad, żadna trawka. Słychać tylko było skrzyp pióra, które nieraz darło papier, tak ręka prowadząca je była rozgorączkowana nadmiernem wzruszeniem.
Jak gdyby dla wypoczynku po tej pracy, pan Jackal podniósł głowę i patrzył, a raczej próbował patrzeć naokoło siebie; ale spuścił oczy przerażony ponurą energią, rozlaną na wszystkich twarzach.
Przestał pisać. Wtedy podszedł doń nieznajomy i rzekł:
— Musimy tę rzecz skończyć, panie; dwadzieścia minut upłynęło.
Pan Jackal zadrżał: oświadczył, że jest zimno, że on nie nawykł pisać na powietrzu, że ręka mu drży i że ze względu na tę okoliczność odwołuje się do pobłażania obecnych, słowem, zebrał wszystkie powody jakie człowiek wynajduje w godzinę śmierci, by odwlec o kilka sekund chwilę ostateczną.
— Masz pan jeszcze pięć minut, rzekł odchodząc ten, który przemawiał.
— Pięć minut, zawołał pan Jackal, czyż podobna? by napisać testament, podpisać, oparagrafować, odczytać, sprawdzić! pięć minut na rzecz, któraby wymagała miesiąca czasu i zupełnej spokojności umysłu? Przyznajcie panowie, że to rzecz niepodobna!
Węglarze słuchali w milczeniu.
Następnie przystąpił tenże sam człowiek i rzucając okiem na zegarek:
— Pięć minut upłynęło, rzekł.