wieżami, przechodzi się przez dziedziniec i dostaje do przedsionka więzienia.
— Tak jest, odrzekł pan Jackal ze skinieniem głowy.
— Pośrodku przedsionka znajduje się piec, około którego gromadzą się na gawędkę dozorcy, agenci i żandarmi; tuż naprzeciwko drzwi wchodowych otwierają się drzwi w głębi, wiodące w korytarz. Na lewo od drzwi wchodowych, na lewo od pieca w izbie wyłożonej taflami, której drzwi wychodzą na osobny korytarz, znajduje się przystań skazanych na śmierć.
Pan Jackal wciąż przytakiwał głową; opis topograficzny był jaknajdokładniejszy.
— Tam to, naturalnie, musiał być zamknięty pan Sarranti, jeżeli nie od dnia wyroku, to przynajmniej od trzech lub czterech dni.
— Od trzech dni, rzekł pan Jackal.
— I tam on znajduje się teraz, nieprawdaż, i siedzieć będzie aż do chwili wyprowadzenia na śmierć?
Pan Jackal odpowiedział nowym znakiem potwierdzającym.
— Otóż jeden już punkt ustalony, przejdźmy do drugiego.
Nastała chwila milczenia.
— Następnie, odezwał się Salvator, patrzcie jednak państwo, co to jest traf, i jak on, wbrew wszystkim pesymistom, sprzyja nieraz uczciwym ludziom! Raz, około czwartej z wieczora, wychodząc z gmachu Sprawiedliwości, gdzie uczestniczyłem na jednem z ostatnich posiedzeń w sprawie Sarranti, idę brzegiem rzeki i zwracam się ku mostowi św. Michała, gdzie zazwyczaj mam przywiązaną łódkę. Otóż, idąc wzdłuż rzeki, spostrzegam nad nią, pod placem Zegarowym, cztery czy pięć otworów okratowanych. Nigdym ja nie zważał na te otwory, które są niczem innem, tylko prostymi ściekami; ale na ten raz, miotany bolesnym uczuciem w jakie wprawiało mnie prawdopodobne skazanie Sarrantego, zbliżyłem się, wybadałem je zrazu w ogólności, następnie w szczegółach. Wynikiem badania było to, że nie ma nic łatwiejszego, jak wyłamać kraty i tym sposobem dostać się pod plac i według wszelkiego prawdopodobieństwa, pod więzienie; ale w jakiej głębokości? Nazajutrz, około godziny ósmej stawiłem się w więzieniu.
Trzeba wiedzieć, że mam tam przyjaciela; zobaczycie zaraz, że dobrze jest mieć przyjaciół wszędzie. Udałem się
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1733
Ta strona została przepisana.