— Powiedziałem, iż odpowiadam za jego osobę.
Pan Jackal potrząsnął głową, jak człowiek chcący powiedzieć, że nie poprzestaje na prostem zapewnieniu.
— A więc powiem panu wszystko, a będziesz zapewne mojego zdania co do ucieczki, tak samo, jak jesteś co do wyjścia z więzienia. Powóz pocztowy czeka w jednej z ulic dotykających placu; przeprzęgi przygotowane są wzdłuż całej drogi; mam gońca wysłanego przodem; ztąd do Havru jest mil dwadzieścia ośm: można je zrobić w ośmnaście godzin, nieprawdaż? W Havrze czeka statek angielski; tak, że właśnie kiedy pchać się będą na plac Gréve, by widzieć egzekucję pana Sarrantego, on opuści Francję z generałem Lebastard de Prémont.
— Zapominasz pan o telegrafie, rzekł pan Jackal.
— Bynajmniej. Kto może zrobić alarm, wskazać obraną drogę, poruszyć telegraf? Policja, to jest pan Jackal, A ponieważ pan Jackal pozostaje u nas, więc nie ma o czem mówić.
— To prawda, odezwał się Jackal.
— Będziesz pan więc łaskaw pójść za tymi panami do mieszkania sobie wyznaczonego.
— Jestem na rozkazy pana, odrzekł Jackal schylając się.
Ale Salvator zatrzymał go, wyciągając rękę.
— Nie potrzebuję panu zalecać roztropności tak w czynach jak w słowach. Wszelkie usiłowanie ucieczki byłoby natychmiast powściągnięte w sposób nie do naprawienia, bo ja nie będąc obecnym, nie mógłbym pana obronić, tak jak to uczyniłem przed chwilą. Idź więc i niechaj Bóg cię prowadzi! Dwaj ludzie wzięli pana Jackala pod ręce i znikli w gęstwinie dziewiczego lasu.
Wtedy Salvator zabrał z zobą generała Lebastard de Prémont, skinął na Murzyna, na Jana Byka i na Szkopka, i wszyscy pięciu znikli w podziemiu.
Nie będziemy im towarzyszyć w labiryncie katakumb, gdzieśmy się już zapuszczali za panem Jackalem i zkąd oni wyszli przez jeden z domów ulicy św. Jakóba.
Przybywszy tam, rozdzielili się, tylko Salvator szedł razem z generałem i połączyli się dopiero na wybrzeżu placu Zegarowego gdzie jak powiedzieliśmy, stała łódka Salvatora.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1737
Ta strona została przepisana.