Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1738

Ta strona została przepisana.

Zatrzymali się pod cieniem arkad mostowych.
Generała Lebastard de Prémont, Murzyna i Szkopka umieszczono w łodzi, tak, że dosyć ją tylko było odczepić.
Tylko Salvator i Jan Byk pozostali na wybrzeżu.
— Teraz, rzekł Salvator pocichu, ale tak, żeby być usłyszanym nietylko przez cieślę lecz i przez trzech innych towarzyszów, teraz, Janie Byku, słuchaj dobrze i nie strać ani jednego z mych słów, bo to są twoje ostatnie instrukcje.
— Słucham, rzekł cieśla.
— Poczołgasz się nie zatrzymując i to jaknajprędzej, aż na sam koniec przejścia.
— Dobrze, panie Saivatorze.
— Gdy się zapewnimy, że nie ma żadnej obawy, podeprzesz plecami płytę i pchać ją będziesz zwolna tak, ażeby ją podnieść nie zaś wyrzucić do więzienia, coby zwróciło uwagę stróża. Jak dojdziesz do tego, to jest, jak poczujesz, że za ostatniem tknięciem można płytę unieść, to pociągniesz mnie za rękaw: ja dokonam reszty. Czy zrozumiałeś?
— Doskonale.
— Więc chodźmy.
Jan Byk uniósł pierwszą kratę i zapuścił się w podziemie, które przebiegł tak prędko jak mógł to uczynić człowiek jego rozmiarów.
Salvator udał się tam w kilka sekund po nim.
Przybyli na krok odległości pod więzienie skazanych na śmierć.
Tam przysłuchiwali się obaj, każdy ze swej strony.
Najgłębsze milczenie panowało w około nich i nad nimi.
Jan Byk wygiął się jak mógł i silnie przycisnąwszy ręce do kolan, tak mocno podważył płytę, że po kilku sekundach uczuł ustępującą pod ciśnieniem. Pociągnął Salvatora za rękaw.
— Czy już? zapytał tenże.
— Już, odrzekł Jan Byk, dysząc.
— Dobrze, rzekł młodzieniec, gotując się z kolei, teraz ja. Pchnij, Janie, pchnij!
Jan Byk pchnął, płyta odłączyła się od pokładu i uniosła się wolno; słabe światło, jakby od lampy grobowej zstąpiło do podziemia. Salvator zajrzał w otwór, po-