wzruszony i niespokojny; powiedzcież mu, proszę, to czego dowiedzieć się pragnie.
— O! zaklinam cię, piękne dziecię, rzeki bakałarz składając ręce, proś za mną!
— Ona powie, rzekła Róża.
— Ona powie! ona powie!... Zapewne, że powiem, mruknęła stara, jakoby wyższej ulegając woli: ty znasz moją słabą stronę, że ci niczego odmówić nie mogę.
— Dalej pani, nalegał Justyn, z trudnością powstrzymując niecierpliwość, przypomnij sobie, na miłość Boską!
— Zdaje mi się, że to było... Tak, to tam; teraz jestem pewną... Wreszcie możnaby uciec się do kart.
— A zatem, rzekł Justyn, jakby mówiąc sam do siebie i nie zwracając uwagi na ostatnie słowa Brocanty, musieli przebyć Sekwanę przez Pont-Neuf i jechali ku rogatkom Fontainebleau lub św. Jakóba.
— Właśnie, bąknęła Brocanta.
— Zkąd pani wiesz o tem? zapytał młodzieniec.
— Mówię „właśnie,“ tak jakbym powiedziała „zapewne“.
— Słuchaj pani, zawołał Justyn, jeżeli wiesz co, na imię Boga, powiedz mi...
— Ja nic nie wiem, odrzekła Brocanta, tylko to, że znalazłam na placu Maubert list pod pańskim adresem, który panu przesłałam.
— Brocanto, odezwała się Róża, jesteście złą kobietą! Wiecie jeszcze coś, a niechcecie powiedzieć.
— Nie, odrzekła Brocanta, nie wiem nic więcej.
— Źle robisz, matko, że w ten sposób odprawiasz tego pana; to przyjaciel pana Salvatora.
— Ja nie odprawiam tego pana; powiadam mu, że nie wiem tego o co on pyta. Ale, jeżeli ktoś nie wie czego, to pyta się tych co wiedzą.
— Kogoż się więc trzeba zapytać o to? Powiedz pani.
— Tych co wiedzą o wszystkiem: kart.
— Dobrze, rzekł bakałarz, dziękuję; dobrze zawsze wiedzieć to, co mi powiedziałaś, pójdę do pana Salvatora na policję. To mówiąc, młodzieniec skierował się ku drzwiom.
Ale Brocanta zmieniła snadź zamiar:
— Panie Justynie, rzekła.
Młodzieniec odwrócił się.
Stara palcem wskazała mu wronę, która trzepała skrzydłami nad jego głową.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/174
Ta strona została przepisana.