księżycowej. Od czasu do czasu wydawał głębokie westchnienie.
Czy myślał o smutnym wyniku posiedzenia prawodawczego z r. 1827? Czy o niegodnem prawie prasowem? Czy o obeldze uczynionej zwłokom pana de la Rochefoucauld-Liancourt? Czy o poniesionej porażce podczas przeglądu na Polu Marsowem? Czy nareszcie o wyroku śmierci na Sarrantego, którego miano tracić nazajutrz, a którego śmierć, jak widzieliśmy z rozmowy Salvatora z panem Jackalem, mogła wielki rozruch wywołać w stolicy Nie.
Myślał on i obawiał się, ażeby zażegnana burza nie zerwała się nazajutrz.
Nazajutrz miało się odbyć, wielkie polowanie, zarządzone w lasach Compiegne, a jego królewska mość, Karol X, który był, jak wiadomo, największym myśliwym, jaki kiedykolwiek istniał, począwszy od Nemroda, wzdychał na myśl, że polowanie może chybić z powodu niepogody.
— Djabelska chmura, mruczał pod nosem, przeklęty księżyc!
I na tę myśl marszczył tak smutno olimpijskie swe czoło, iż dworzanie pytali siebie:
— Czy nie wiesz, co się stało najjaśniejszemu panu?
— Czy zgadujesz, co jest najjaśniejszemu panu?
— Czy domyślasz się, co może być najjaśniejszemu panu?
— Zapewne, mówiono, Manuel[1] umarł. Ale ta śmierć jakkolwiek bolesna dla przeciwnego stronnictwa, nie jest wcale dla monarchii nieszczęściem.
— Tylko mniej jednym Francuzem we Francji! dodawano, trawestując następujące słowa Karola X-go, jakie wyrzekł, wchodząc do Paryża: „To tylko jednym Francuzem we Francji więcej“.
— Jutro mają stracić pana Sarranti, który, jak twierdzą, nie jest winnym kradzieży ani zabójstwa, jest zatem bonapartystą, co daleko gorzej! Nie ma więc czego marszczyć brwi nasz najjaśniejszy pan!
Król wciąż patrząc oknem, wydał okrzyk radości, który odbił się jak iskra elektryczna w piersiach obecnych.
— Król się bawi, rozległo się z cicha.
- ↑ Znakomity adwokat, szanowany przez króla, lubo obrońca zasad liberalnych.