Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1747

Ta strona została przepisana.

zdaje mi się, że na prośbę pewnego mnicha wydałem dla tego skazanego coś nakształt ułaskawienia.
— Na prośbę jego syna, który błagał waszą królewską mość o trzy miesiące zwłoki, w ciągu których mógłby odbyć podróż do Rzymu, zkąd, jak mówił, miał przywieźć dowód niewinności swego ojca.
— Tak jest.
— Owe trzy miesiące kończą się dziś i na mocy rozkazów, jakie otrzymałem, wykonanie wyroku ma się odbyć jutro.
— Ten mnich wydawał mi się zacnym młodzieńcem, wyrzekł król zamyślony, i zdawał się być pewnym niewinności swego ojca.
— Tak, najjaśniejszy panie, ale jej nie dowiódł.
I to już jutro ostatni dzień wyproszony przez niego, a dany przezemnie?
— Jutro, najjaśniejszy panie.
— Mów dalej.
— Otóż, jeden z ludzi najwięcej poświęcony dla cesarza, ten sam, który usiłował porwać króla Rzymskiego, wydał od tygodnia więcej niż miljon dla ocalenia pana Sarranti.
— Czy wierzysz pan temu, zapytał Karol X., iżby złodziej i zabójca mógł natchnąć takiem poświęceniem?
— Najjaśniejszy panie, on był skazany.
— Dobrze, odparł Karol X. A czy wiesz jakiemi siłami rozrządza generał Lebastard de Prémont?
— Niezmiernemi, najjaśniejszy panie.
— A więc użyj przeciw niemu siły dwa razy tak wielkiej.
— Już to przedsięwziąłem, najjaśniejszy panie.
— Kiedy tak, to czego obawiasz się? spytał król zniecierpliwiony, spoglądając na niebo po przez szyby.
Chmura całkowicie znikła; twarz królewska rozjaśniła się.
— Czego ja się obawiam, najjaśniejszy panie? mówił dalej prefekt policji, oto zbiegu obu wydarzeń, pogrzebu Manuela i wykonania wyroku na panu Sarrantim; sposobności do zjednoczenia się bonapartystów z jakobinami; rozgłosu dwóch ludzi, dwóch stronnictw, rozmaitych wreszcie symptomatów zatrważających, jakoto porwanie i zniknięcie jednego z najzręczniejszych i najpoświęceńszych agentów waszej królewskiej mości.
— Kogóż to porwano? zapytał król.