Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1764

Ta strona została przepisana.

— Nie mogłem się dowiedzieć, odpowiedział Bordier, ale...
— Sza! otóż i on, wyrzekł hrabia.
Aptekarz ukazał się w progu.
— Wejdź pan, wejdź, panie Renaud odezwał się przychylnie deputowany w zarodku, który widząc, iż aptekarz pokornie stał na progu, podszedł ku niemu, wziął za ramię, zmusił niejako, żeby wszedł do pokoju i przyciągając go do siebie, żywo uścisnął mu rękę.
— Za wiele zaszczytu, panie, szepnął aptekarz.
— Jakto! za wiele zaszczytu! Uczciwi ludzie, jak ty, są rzadcy, panie Renaud, i z przyjemnością ściskam im rękę. Zresztą czyż wielki poeta nie powiedział: „Ludzie są równi, i nie urodzenie, cnota stanowi różnicę w ich cenie“. Znasz pan zapewne tego wielkiego poetę, panie Ludwiku Renaud?
— Tak jest, panie hrabio: był to nieśmiertelny Arouet de Voltaire, dziwi mnie tylko, że pan znasz mnie...
— Że ja pana znam, kochany panie Renaud! wyrzekł hrabia Rappt tonem głębokiego przekonania. Kontent byłem, dowiedziawszy się, że opuszczasz ulicę św. Jakóba i zbliżyłeś się do nas, bo jeżeli się nie mylę, mieszkasz teraz przy ulicy Vanneau?
— W samej rzeczy, panie, odpowiedział aptekarz coraz więcej zdziwiony.
— I czemuż mam szczęście zawdzięczać oglądania pana?
— Czytałem okólnik pański, panie hrabio.
Hrabia skłonił się.
— Tak jest, czytałem go, dodał z naciskiem aptekarz, i zdanie, w którem mówisz o bezprawiach, wykonywanych pod płaszczykiem religii, ostatecznie popchnęło mnie mimo niechęci do wyjścia z mojej sfery, gdyż jestem filozofem, panie hrabio, i przychodzę przedstawić kilka faktów pod uznanie opinii pańskiej.
— Mów, panie Renaud i bądź pewien, iż będę jaknajwdzięczniejszym za objaśnienia, jakie mi dać zechcesz. A! kochany panie Renaud, żyjemy w smutnych czasach!
— W czasach obłudy i bigoterji, panie, odpowiedział półgłosem aptekarz, pod panowaniem klechów! Pan wiesz, co się stało w Staint-Acheul?
— Tak, panie, wiem, ale sądzę, że to nie o Saint-Acheul chcesz pan ze mną pomówić.
— Nie, panie.