objęli szkołę, rozumiesz pan zapewne, jak to iść musi, nieprawdaż?
— Tak, powiedział hrabia, wróćmy do pańskiego Millera; przychodzisz prosić o wynagrodzenie dla niego za poniesione straty, nieprawdaż?
— Rozmaite są rodzaje praw, odrzekł aptekarz, ale o nim tylko chcę z panem pomówić: spuszczam się na pana co do naprawienia tej niesprawiedliwości, która cię przejęła oburzeniem, jak to dobrze zauważyłem, nie chcę panu mówić o handlu mojego siostrzeńca.
— Uważ, kochany panie, że sprowadzam cię do tego przedmiotu ustawicznie z całych sił.
— A więc, nasamprzód handel mojego siostrzeńca przerwany jest z powodu, że braciszkowie z kongregacji każą dzieciom śpiewać przez cały dzień, a kupujący słysząc szalone krzyki odstręczają się.
— Znajdę środek na to, żeby ich ztamtąd wyprawić panie Renaud.
— Poczekaj pan chwilkę, podjął aptekarz, to jeszcze nie wszystko, z drugiej strony, braciszkowie ci mają siostry: inaczej mówiąc, przy tych braciszkach są siostry, które sprzedają czterdzieści na sto niżej kursu lekarstwa, które fabrykują same, prawdziwe śmiecie, mówię panu! Do tego stopnia, że są dnie, iż w aptece żywy kot nawet się nie pokaże! że siostrzeniec mój, który winien mi jeszcze trzy raty, będzie musiał zamknąć sklep, jeżeli pan nie znajdzie sposobu zaradzenia złemu!
— Jakto! zawołał pan Rappt oburzony, bo widział dobrze, że nigdy nie przyjdzie do końca z rozwlekłym aptekarzem, jeżeli sam nie wda się w rozmowę, jakto! więc siostry z kongregacji pozwalają sobie handlować lekarstwami z uszczerbkiem jednego z najgodniejszych aptekarzy miasta Paryża?
— Tak, panie, powiedział Ludwik Renaud, do żywego poruszony, takie to one zuchwałe te mniszki!
— Nie do uwierzenia! zawołał hrabia opuszczając głowę na piersi, a ręce na kolana. W jakichże czasach żyjemy, mój Boże! mój Boże! I dodał, jakby pełen powątpiewania: I pan mógłbyś mi dać dowód tego, kochany panie Renaud?
— Oto jest, odparł aptekarz, wyjmując z kieszeni arkusz papieru złożony we czworo, maleńka prośba, podpisana przez dwunastu najznakomitszych w okręgu lekarzy.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1768
Ta strona została przepisana.