Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1769

Ta strona została przepisana.

— Jestem rzeczywiście oburzony! odrzekł Rappt. Zostaw mi tę prośbę, kochany panie Renaud: zdam ci sprawę, wymierzoną będzie sprawiedliwość, przysięgam, albo nie będę nazywał się uczciwym człowiekiem.
— A! prawdę mi powiedziano, że mogę panu zaufać! zawołał aptekarz przejęty rezultatem swoich odwiedzin.
— O! bo jak tylko spostrzegę niesprawiedliwość, jestem nielitościwy, wyrzekł hrabia, podnosząc się i wyprowadzając swego wyborcę. Niezadługo będziesz pan miał odemnie wiadomość i zobaczysz, jak umiem dotrzymywać tego, co przyrzeknę!
— Panie! powiedział aptekarz, odwracając się i usiłując jak biegły aktor rzucić ostatniem słówkiem na wyjściu, nie potrafię wyrazić, jak jestem wzruszony pańską otwartością, prawością: obawiałem się, wchodząc tu, przyznaję, iż nie będę zrozumiany, tak jakbym tego życzył sobie.
— Czyż ludzie serca nie zawsze zrozumieją się z sobą? pospieszył wyrzec pan Rappt, posuwając Ludwika Renaud ku drzwiom.
Uczciwy człowiek wyszedł, a Babtysta oznajmił:
— Wielebny ksiądz Bouquemont i pan Ksawery Bouquemont, brat jego.
— Co to za jedni ci Bouquementowie? zapytał hrabia Rappt sekretarka Bordier.
Bordier powiedział:
„Ksiądz Bouquemont, lat czterdzieści, ma probostwo w okolicach Paryża; człowiek podstępny, intrygant, nienasycony. Redaguje mniemany przegląd bretoński, dotąd niewydany, pod tytułem „Gronostaj.“ Przechodził przez wszystkie intrygi, żeby zostać biskupem; jego brat jest malarzem „świętym,“ to jest, robi tylko obrazy religijne, brzydzi się nagością. Jest hipokrytą, pyszałkiem i zawistnym, jak wszyscy artyści bez talentu.“
— Dość! wyrzekł hrabia Rappt, nie daj im za długo czekać.

Koniec tomu piętnastego.