Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1774

Ta strona została przepisana.

— Prawda, odrzekł malarz, spuszczając oczy.
— Napróżno powtarzałem, że pan jesteś najdystyngowańszym oficerem nowożytnych czasów, jednym z największych mężów stanu w Europie, jednym z najświatlejszych protektorów sztuk pięknych we Francji, jego przeklęta nieśmiałość, jego rozpaczliwa wrażliwość głuchą była na wszystko, byłem prawie zmuszony użyć gwałtu, chcąc go tutaj przyprowadzić.
— Niestety! panowie, powiedział hrabia Rappt, zdecydowany walczyć z nimi hipokryzją, nie mam zaszczytu być artystą. Bo w samej rzeczy, cóż to jest sława wojenna, co jest polityczna, w porównaniu z wieńcem nieśmiertelnym, który Bóg kładzie na czoła Rafaelów i Michałów-Aniołów? Jednakże choć nie posiadam tej sławy, jestem przynajmniej o tyle szczęśliwy, że mam poufne stosunki z artystami najsławniejszymi w Europie. Niektórzy z nich nawet, a zaszczyt to, z którego jestem dumny, są tak dobrzy, iż obdarzyli mnie swoją przyjaźnią, i nie potrzebuję mówić, panie Ksawery, iż byłbym szczęśliwy, gdybyś pan stanął w ich rzędzie.
— I cóż, Ksawery, wyrzekł ksiądz wzruszony, posuwając ręką po oczach, jakby dla otarcia łez, cóżem ci mówił? Czyliż przesadziłem cokolwiek opowiadając o charakterze tego niezrównanego męża?
— Panie! podjął hrabia Rappt, jakby zawstydzony taką pochwałą.
— Niezrównanego! nie cofam się i oświadczam, że nie wiem jak panu podziękuję, jeżeli otrzymasz dla Ksawerego obstalunek dziesięciu fresków, któremi chcemy zbogacić mury naszego biednego kościoła.
— A! mój bracie, mój bracie, nadużywasz! wiesz dobrze, że freski jest to ślub, jaki uczyniłem podczas choroby naszej biednej matki, a czy one będą zapłacone, czy nie, możesz być pewnym, że je mieć będziesz.
— Zapewne, ale ten ślub jest nad twoje siły, nieszczęsny i umarłbyś z głodu, wykonywując go, ponieważ ja, panie hrabio, mam tylko probostwo, którego dochody należą do moich biednych parafian, a ty, Ksawery, masz tylko ten twój pęzel.
— Mylisz się, bracie, mam wiarę, powiedział malarz, wznoszący oczy do nieba.