— Słyszysz, panie hrabio, słyszysz! Pytam pana, czy to nie jest rozpaczliwe?
— Panowie, wyrzekł hrabia Rappt, podnosząc się, żeby wskazać dwom braciom, iż posłuchanie się skończyło, za tydzień odbierzecie urzędowe zawiadomienie, tyczące się obstalunku dziesięciu fresków.
— Upewniwszy pana po sto, tysiąc, po miljon razy o naszych uczuciach wdzięczności i o czynnym udziale, jaki weźmiemy w wielkiej batalji dnia jutrzejszego, wyrzekł ksiądz, czy pozwolisz pan złożyć sobie hołd najwierniejszych sług swoich, oraz oddalić się nam?
Mówiąc te słowa, ksiądz Bouquemont głęboko się skłonił, udał jakoby w samej rzeczy wychodził, gdy brat Ksawery zatrzymał go za ramię, mówiąc do niego:
— Chwilkę, bracie, mam kilka słów do powiedzenia hrabiemu Rappt. Czy pozwolisz, panie hrabio?
— Mów pan, wyrzekł wystawiony na próbę cierpliwości przyszły deputowany, nie mogąc jednak powstrzymać się od okazania pewnego zniechęcenia.
— Mój brat Sulpicjusz, wyrzekł malarz, ukazując księdza, mówił panu o mej nieśmiałości i skromności, pozwól nawzajem, panie hrabio, powiedzieć o jego bezinteresowności nieuleczalnej. Dowiedz się nasamprzód o jednej rzeczy, a mianowicie, że ja wzdragałem się z przybyciem, obawiając się przeszkadzać panu; przybyłem jednak, a głównie, ażeby dopomódz mu w uproszeniu dlań pieczołowitości pańskiej. O! bo gdyby chodziło tylko o mnie, wierzaj mi, panie hrabio, nigdy nie byłbym zgodził się, żeby mieszać spokój pański. Ja nic nie potrzebuję: mam wiarę! a gdybym potrzebował czego, potrafiłbym czekać. Przytem, powtarzam sobie co chwila, iż żyjemy w takim wieku i w takim kraju, gdzie ci, których nazywają wielkiemi mistrzami, zaledwie są godni myć pęzle Beato-Angelica i Era-Bartolomea! a dlaczegóż tak, panie hrabio7 Dlatego, że artyści naszej epoki nie posiadają wiary. Ja zaś, posiadam ją, co sprawia, iż niczego nie potrzebuję i że tem samem nie umiem prosić dla siebie choćby o najmniejszą drobnostkę. Lecz gdy widzę, iż mój biedny brat, ten święty, którego pan masz przed oczyma, rozdaje biednym tysiąc dwieście franków, które ma z probostwa, a nie zostawia sobie tyle, żeby miał za co kupić wina do zakrystji, to nie dziw się, panie hrabio, że serce mi pęka, język się
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1775
Ta strona została przepisana.