Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1783

Ta strona została przepisana.

Nagle wydaje okrzyk boleści, patrzy na mnie litośnie i pada zesztywniała.
— Okropność! zawołał proboszcz, wznosząc oczy.
— Przerażające! rzekł malarz, zakrywając twarz.
Podczas tego opowiadania hrabia Rappt paczkę piór co do jednego oskubał.
Margrabina de la Tournelle spostrzegła jednocześnie i słabe zajęcie się jego katastrofą Krupetty i niecierpliwość, jaką wzbudzała w nim obecność dwóch braci. Powstała.
— Panowie, rzekła z godnością, tem wdzięczniejszą jestem za dowód współczucia dla nieszczęśliwej Krupetki, że całkiem stoi w przeciwieństwie z głęboką obojętnością mojego siostrzeńca, który zajęty swemi ambitnemi projektami, nie ma czasu na sprawy sercowe.
Dwaj bracia spojrzeli na hrabiego Rappta z oburzeniem.
— Ropucha i żmija! szepnął hrabia. Potem do margrabiny. Owszem, pani, rzekł, a na dowód, że przyjmuję najżywszy udział w pani zmartwieniu, oddaję się do twego rozporządzenia, by ścigać sprawcę.
— Nie mówiliżeśmy panu hrabiemu, podjął ksiądz, iż człowiek ten, jest to nędznik zdolny do wszystkich zbrodni?
— Skończony złoczyńca! dodał Ksawery.
— Mówiliście w samej rzeczy, odparł deputowany, podnosząc się i kłaniając obu braciom, jak człowiek, który chce powiedzieć: „Teraz, skorośmy się zrozumieli, teraz, skoro jesteśmy tego samego zdania, kiedy nic nas nie różni, idźcie już sobie i zostawcie mnie w spokoju“.
Dwaj bracia zrozumieli ten ruch, a nadewszystko spojrzenie.
— Żegnam więc, panie hrabio, powiedział nareszcie ksiądz Bouquemont tonem chłodnym. Żałuję, że nie możesz poświęcić nam kilku chwil więcej, mieliśmy jeszcze, ja i brat mój, kilka ważnych spraw do przedstawienia.
— Jak najważniejszych, podjął Ksawery.
— Nic straconego, na inny raz, wyrzekł przyszły deputowany, pochlebiam sobie, iż będę miał szczęście widzieć panów znowu.
— Jest to naszem najgorętszem życzeniem, odezwał się malarz.
— Do zobaczenia więc, dodał proboszcz.
Potem, kłaniając się hrabiemu, ksiądz wyszedł pierwszy,