Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1785

Ta strona została przepisana.

w obecnej chwili, zgodzić się na jedno z panią, ale widzisz, że nie jest pora stosowna do bawienia się w ogólniki: wybory pojutrze.
— Otóż to właśnie, dlaczego spostrzegłam, że jesteś niezmiernie nieuważny, robiąc sobie nieprzyjaciół z dwóch takich wpływowych ludzi, jakimi w stronnictwie klerykalnem jest ksiądz de Bouquemont i brat jego.
— Jakto! dwóch nieprzyjaciół? zawołał hrabia Rappt, dwóch nieprzyjaciół z tych dwóch błaznów?
— O! możesz być pewnym. Poznałam nienawiść w spojrzeniu, jakie ci rzucili, żegnając się z tobą, dwaj godni młodzieńcy.
— Ci dwaj godni młodzieńcy!... Doprawdy, doprowadzasz mnie do rozpaczy, moja ciotko... Nieprzyjaciele!... Zrobiłem sobie nieprzyjaciół z tych dwóch hultajów! Spojrzenie nienawistne! Rzucili mi spojrzenie nienawistne odchodząc... Lecz zanim ztąd odeszli, czy wiesz pani margrabino, że przeszło godzinę męczyli mnie, pieszcząc i grożąc kolejno? czy wiesz, że przyrzekłem probostwo jednemu z nich z dochodem sześciu tysięcy franków, a drugiemu kościół do malowania; nasyciwszy zatem ich chciwość, miałem jeszcze nasycić ich nienawiść? O! na honor, nie będąc nazbyt wrażliwego serca, wstrząsnąłem się nareszcie z obrzydzenia, i gdyby nie byli wyszli, sądzę, niech mi Bóg przebaczy, że byłbym ich wyrzucił za drzwi.
— Byłbyś zbłądził: ksiądz Bouquemont jest zaufanym monsignora Coletti, który i tak zdaje się jest bardzo źle usposobiony względem ciebie.
— A! czy tak, w samej rzeczy, dotknijmy tej kwestji, czas jest po temu. Cóż mi to pani mówisz, że monsignor Colletti jest źle usposobionym względem mnie?
— Bardzo źle!
— Widziałaś się pani z nim?
— Wszak prosiłeś mnie o to.
— Zapewne, ponieważ z odwiedzinami temi złączoną jest właśnie ważna sprawa, o której chcę z panią pomówić.
— Musiał ci, kochany hrabio, ktoś zaszkodzić w umyśle monsignora.
— Dajże pokój margrabino, porzuć te czcze gadaniny; wytłómaczmy się. Wszak kochasz mnie z całego serca, nieprawdaż?
— Kochany Rappcie, możesz-że o tem wątpić?