Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1796

Ta strona została przepisana.

— Ktoby go mógł zastąpić? zapytał biskup.
— Ten, kto posiadając już zaufanie jego królewskiej mości, wyrzekł hrabia, byłby nadto jeszcze przedstawionym królowi, jako godny następca prałata.
— Czy taki człowiek istnieje? zapytał skromnie biskup.
— Tak, odpowiedział przyszły deputowany, istnieje.
— I pan go znasz, mości hrabio?
— Znam, powtórzył pan Rappt.
Mówiąc te słowa dyplomata patrzał na biskupa w taki sposób, w jaki tenże patrzał na niego poprzednio, to jest podając mu do rąk umowę.
Monsignor Coletti zrozumiał go, a spuszczając głowę z pokorą, powiedział:
— Ja go nie znam!
— A więc, ekscellencjo, pozwól, że ci powiem, podjął pan Rappt.
Biskup zadrżał.
— To ty, ekscellencjo!
— Ja! zawołał biskup; ja, niegodny! ja! ja!
I powtarzał to słowo „ja“, żeby udać zdziwienie.
— Ty, ekscellencjo, wyrzekł hrabia, jeżeli nominacja zależeć będzie odemnie, a może zależeć jeśli zostanę ministrem.
Biskup o mało nie omdlał z radości.
— Jakto!... wyjąkał.
Przyszły deputowany nie pozwolił mu dokończyć.
— Zrozumiałeś mnie, zdaje się, ekscellencjo, ja ci arcybiskupstwo proponuję w zamian za twoje milczenie. Sądzę, że tajemnice nasze warte są jedna drugiej.
— Zatem, wyrzekł biskup, spoglądając w koło, pan obowiązujesz się uroczyście, w razie wyadku, uważać mnie za godnego arcybiskupstwa Paryża?
— Tak, powiedział pan Rappt.
— I, w razie wypadku, powtórzył biskup, nie cofniesz pan słowa?
— Czyliż nie znamy oba wartości przysiąg? wyrzekł uśmiechając się, hrabia.
— Zapewne, zapewne! odparł biskup, uczciwi ludzie zawsze się pozozumieją!
— Tak, powtórzył hrabia.
— Czy tak nawet, dodał, iż, gdybym prosił, dałbyś mi pan potwierdzenie tej obietnicy?
— Niezawodnie, ekscellencjo.