— Czy pozwolisz mi pan zjeść obiad? zapytał hrabia siadając.
— Błagam cię panie, jedz.
— Po tysiąc razy przepraszam, kochany panie, iż w taki sposób cię przyjmuję; mam wstręt najokropniejszy do wszystkiego co trąci etykietą. Jem obiad wtedy, gdy mogę, skromnie, oszczędnie. Trudno się przerobić; mój pradziad był rolnikiem i pysznię się z tego.
— I mój również, wyrzekł skromnie piwowar, byłem przez lat piętnaście u niego parobkiem.
— Tem większa sympatja, kochany panie Brever! sympatja, która mi zaszczyt przynosi, ponieważ jednoczy myśl dwóch ludzi, którzy zawczasu poznali nędzę i wstrzemięźliwość. Mój obiad zanadto jest skromny, żebym pana zapraszał. Jednakowoż, gdybyś pan był łaskaw i przyjął...
— Stokrotnie dziękuję, przerwał piwowar zmieszany. Jakto, dodał zdziwiony i prawie przestraszony, więc to istotnie cały już obiad pana?
— Najzupełniej, kochany panie Brever! Czy my mamy czas jeść? Czy to ludzie prawdziwie kochający kraj troszczą się o zadowolenie materjalne? A przytem, powtarzam panu, niecierpię stołu wykwintnego, dla tysiąca przyczyn, a dla jednej głównie, na którą się pan zgodzisz, oto, iż, serce mi się krwawi, gdy pomyślę, że w jednym obiedzie bez potrzeby, bez powodu, bez czystej ostentacji, lub uprzedzenia, marnotrawi się ilość pieniędzy, któraby wystarczyła na wyżywienie dwudziestu rodzin.
— To wielka prawda panie! przerwał wzruszony wyborca.
— Wychowałem się w szkole nieszczęścia, ciągnął dalej kandydat, przyszedłem w łapciach do Paryża, szczycę się z tego! Dlatego wiem co mam myśleć o cierpieniach klas roboczych! Ah! gdyby wszyscy tak jak ja znali wartość pieniędzy, dobrze musieliby zastanowić się, zanimby obciążyli podatkami i tak już ciężkiemi, nieszczęśliwych kontrybuentów.
— Otóż to właśnie panie... do czego ściągałem... Zrozumieliśmy się: niechęć, jaką żywię dla rządu, ma głównie źródło swe w wydatkach przesadzonych, szalonych, jakie czynią słudzy monarchji.
— Co pan chcesz powiedzieć?...
— Na przedostatniem zgromadzeniu byłeś pan, pozwól mi to powiedzieć teraz gdyśmy się zrozumieli, jednym z
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1802
Ta strona została przepisana.