Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1809

Ta strona została przepisana.

vator, dlaczego stronnictwo, przeciw któremu walczę, zwycięża, a gdyby pokazało się, iż stronnictwo to rzeczywiście posiada większość głosów, złączyłbym się z większością. Nic łatwiejszego.
— Zapewne, zapewne, i gdybyśmy poszli za radą jedynie zdrowego rozsądku, prawda po stronie pańskiej by była. Trzeba przedewszystkiem zdać sobie sprawę z żywiołów powodzenia, jakie posiada przeciwnik, i ująć je; w tem się zgadzamy. Na szczęście rząd nie widzi rzeczy tak jasno; on umie tylko powściągać.
— Naciskać! rzekł z uśmiechem Salvator.
— Naciskać, być może, nie chodzi o wyraz. Owóż, rząd, sądząc zapewne, iż działa w interesie większości, postanowił powściągać, albo naciskać, lecz jak się on do tego weźmie?
— Tego nie wiem, odrzekł Salvator, potrząsając głową.
— Zapewne, możesz pan nie wiedzieć, ale ja mogę wyjaśnić twoje wątpliwości, i po to tylko tu przyszedłem. Jak się też panu zdaje, co czyni rząd, ażeby odbić ten cios?
— Może postawi Paryż w stanie oblężenia, jak to miał zamiar w dniu przeznaczonym na stracenie pana Sarrantego, lub podczas pogrzebu Manuela. Może pan de Villele zamknie wszystkie dzienniki opozycyjne.
— Są to wszystko środki przypuszczalne. A ja chcę panu mówić o środkach pewnych.
— Przyznasz, kochany panie Jackal, że wszystko to są rzeczy niebardzo jasne.
— Czy chcesz pan, ażebym ja był od nich jaśniejszym?
— Zrobisz mi pan wielką przyjemność.
— Co pan zamyślasz robić dziś wieczorem?
— Uważ pan, że mnie wypytujesz, zamiast mi oznajmiać.
— Jest to postępowanie dla dojścia do celu.
— Zgoda. A więc, nie mam żadnego zamiaru na dzisiejszy wieczór. Potem dodał uśmiechając się: Będę robił to, co każdego wieczora, kiedy Bóg pozwala mi spocząć: będę czytał Homera, Wirgiliusza, albo Lukana.
— Szlachetny to wypoczynek, którego i ja radbym czasami używać i do którego dziś pana zachęcam więcej niż kiedykolwiek.
— Dlaczegóż to?
— Bo znam pana dobrze, nie musisz lubić hałasu, zgiełku, wrzawy.