— Aha! zaczynam rozumieć. Pan sądzisz, że dzisiaj w Paryżu będzie hałas, zgiełk i wrzawa?
— Bardzo się tego obawiam.
— Coś nakształt zaburzenia? zapytał Salvator, bystro wpatrując się w gościa.
— Być może zaburzenie, odpowiedział pan Jackal. Powtarzam panu, że nie chodzi mi o wyrazy, ale chciałbym cię przekonać, że dla człowieka tak spokojnego jak pan, czytanie poetów starożytności byłoby daleko pożyteczniejszem od przechadzki po mieście, począwszy do siódmej wieczorem.
— Aha!
— Tak jest, jak mam honor panu oznajmić.
— Więc pan pewnym jesteś, że dziś wieczór będzie burza?
— Eh! panie Salvatorze, człowiek nigdy niczego pewnym nie jest, a zwłaszcza kaprysów tłumu, a jeżeli z kilku wiadomości poczerpniętych z dobrego źródła wolno wyprowadzić jakie wnioski, to śmiem powiedzieć, że objawy radości ludowej będą tego wieczora głośne... a nawet... wrogie.
— Tak! I to mianowicie między siódmą a ósmą wieczorem? wtrącił Salvator.
— Zapewne. Znam o tyle, pojmujesz pan, serce i umysł pospólstwa, ażeby twierdzić, że kiedy wieść o zwycięztwie opozycji rozejdzie się po Paryżu, to Paryż drgnie, a drgnąwszy, zaśpiewa... Owóż, od piosnki do lampy krok tylko. Skoro Paryż będzie illuminowany, to od lampy do petardy dość wyciągnąć rękę. Paryż więc puszczać będzie petardy, a nawet race. Przypadkiem, jaki wojskowy lub ksiądz przechodzi przez jednę z ulic, gdzie lud oddawać się będzie tej niewinnej zabawce, wyrostek jaki (wiek ten jest nielitościwym, powiada poeta), zawsze przypadkiem, rzuci petardę, albo racę na tego czcigodnego przechodnia. Ztąd wielka radość i śmiechy z jednej strony, z drugiej wybuch gniewu, albo okrzyk trwogi. Nastąpi wymiana ostrych słów, wymysły, a może i razy: poruszenia tłumu są tak niespodziewane!
— Pan sądzisz, że przyjdzie aż do razów?
— A no tak. Rozumiesz pan: ktoś podniesie laskę na wyrostka, wyrostek schyli się, ażeby uniknąć razu; schylając się, zawsze nieszczęśliwym przypadkiem, natrafi na kamień pod ręką. Otóż, najtrudniej zacząć zbierać kamienie: za pierwszym pójdą drugie i niebawem powstanie ich
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1810
Ta strona została przepisana.