Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1818

Ta strona została przepisana.

przewodnicy; nie dlatego żeby wrzaski tłumu były wogóle nieprzyjemne koniom, ale co zastanawiało, drażniło i zatrzymało w biegu te czworonogie, to woń, błysk i łoskot pukawek.
Koń warzywnika niekoniecznie jest koniem bojowym. Konie zatem uczciwych przekupniów zatrzymały się, wydając długie rżenie, mieszające się z okrzykami tłumu, co tworzyło nuty najnieodpowiedniejsze, koncert najniezgodniejszy.
Przewodnicy zacięli ich silnie batami; ale zamiast iść naprzód, konie cofały się w tył.
— Pójdą! wołali jedni.
— Nie pójdą, wołali drudzy.
— A ja wam powiadam, że pójdą, odezwał się jakiś ulicznik, wpychając pukawkę pod ogon koniowi idącemu przodem.
Koń wierzgnął, zarżał i cofnął się, zamiast iść naprzód.
Tłum wybuchnął homerycznym śmiechem.
— Wy zagradzacie drogę publiczną! krzyknął Gibassier głosem basowym.
— Patrzcie, to pan Prudhomme! zawołał ulicznik.
Rzeczywiście, Henryk Monnier niedawno co wymyślił ten typ, który odtąd stał się popularnym.
— Wy przeszkadzacie objawom radości publicznej! odezwał się z kolei Carmagnole, jako echo Gibassiera.
— Na imię Wszechmocnego Pana, mruczał Avoine, który przez stosunki z wynajemczynią krzeseł w kościele św. Sulpicjusza znabożniał, nie stawajcie na drodze wyrokom Opatrzności.
— Ależ do stu piorunów! zawołał woźnica, do którego stosowały się te słowa, widzicie przecież, iż nie mogę postąpić naprzód, mój koń nie chce ruszyć ani kroku.
— To cofnij się, mój bracie, odpowiedział pobożnie Avoine.
— Ależ, do trzystu djabłów, nie mogę ruszyć ani naprzód, ani w tył, zawołał przekupień.
— To zejdź i wyprząż, rzekł Carmagnole.
— Na psa się nie zdało! wrzasnął przekupień, jak wyprzęgę, to przecież fura sama nie pójdzie ani w prawo, ani w lewo.
— Dosyć tej gadaniny! rzekł Gibassier przerażającym basem.
I dawszy znak kilku łobuzom, którzy zdawali się tylko