uczciwym chłopcem; dowiodłeś mi tego wielokrotnie; ale wierzaj mi, zostaw w spokoju przez niejaki czas jezuitów i pieczeniarzy.
— Ależ, panie Salvatorze, rzekł cieśla, przecież my jesteśmy w rewolucji?
— W ewolucji, chciałeś powiedzieć, mój biedny przyjacielu, i nic więcej, odparł Salvator, tak, możesz narobić wiele hałasu, ale nie zrobisz nic dobrego. Kto cię tu przyprowadził w porze, kiedy powinieneś spać? Bądź szczery.
— Fifina, odparł Jan Byk, kiedy nawet, co prawda,, ani mi się śniło wychodzić z domu.
— Cóż powiedziała, ażeby cię skłonić?
— Powiedziała mi: „chodźmy na iluminację“.
— I nic więcej?
— Owszem, dodała: „Będzie zapewne dużo hałasu, to bardzo zabawne“.
— Tak, a ty, człowiek spokojny, względnie zamożny, bo masz teraz od generała Lebastard de Prémont tysiąc dwieście franków dożywocia, ty, który lubisz sobie wypoczywać po całodziennej pracy, uważałeś za rozrywkę nie przysłuchiwać się wrzawie, ale ją robić. A zkąd wiedziała o tem Fifina?
— Spotkała jednego pana, który powiedział jej: „Dziś wieczór będzie gorąco na ulicy św. Dyonizego; poprowadź tam swego człowieka“.
— Co to za pan?
— Ona go nie zna.
— Ale ja go znam, rzekł Salvator.
— Alboż go pan widziałeś?
— Nie potrzebuję widzieć agenta policyjnego, ja go przeczuwam.
— Jakto! sądzisz pan, że to był szpieg? zawołał Jan Byk, marszcząc energicznie brew, co równoważyło te słowa: „Żałuję, żem o tem nie wiedział; byłbym połamał gnaty temu jegomości“.
— Jest jeden pewnik prawny, kochany Janie Byku, który mówi; „nos bis idem“.
— Co znaczy?
— Żeby nie znęcać się dwa razy nad tym samym człowiekiem.
— Tom ja się już raz nad nim znęcał? zapytał żywo Jan Byk.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1821
Ta strona została przepisana.