Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1823

Ta strona została przepisana.

ale nadto oznajmić innym, że wpadli w zasadzkę i że jeśli się nie cofną, to dadzą do nich ognia nim upłynie pół godziny.
— Czy to podobna, panie Salvatorze! zawołał oburzony cieśla, strzelać do ludzi bezbronnych?
— A toć widzisz ośle, żeś tu nie przyszedł robić rewolucji, skoro jesteś bez broni.
— To prawda, wyznał Jan Byk.
— Idź więc i uprzedź ich, rzekł Salvator, wstając.
Byli na progu drzwi, kiedy ukazał się oddział żandarmerji.
— Żandarmi!... Precz z żandarmami! wrzasnął Jan Byk całą siłą płuc.
— Będziesz ty cicho! rzekł Salvator, ściskając mu pięść. Ruszaj natychmiast pod barykadę i niechaj się wszyscy pocichu rozejdą.
Jan Byk rzucił się w tłum i doszedł do barykady, gdzie towarzysze jego krzyczeli:
— Niech żyje wolność! Precz z żandarmami!
Żandarmi rozrzucali barykadę z tym samym spokojem, z jakim słuchali obelg i przyjmowali kamienie.
Wszyscy ustąpili przed siłą zbrojną, a cieśla nie miał, do kogo mówić.
Po rozrzuceniu pierwszej barykady, żandarmi szli w ulicę św. Dyonizego i rozebrali drugą, a tymczasem przyjaciele Jana Byka odbudowywali pierwszą.
Łatwo pojąć okrzyki tłumu przy burzeniu i odbudowywaniu.
Sceny te, których widziano tylko stronę komiczną, mogły rzeczywiście obudzać powszechną wesołość.
Lecz okrzyki zaczęły cichnąć, śmiechy milknąć, gdy ujrzano naraz z dwóch stron ulicy św. Dyonizego występujące dwa oddziały żandarmów, które szły jeden naprzeciw drugiego z miną groźną i nie pobudzały do śmiechu tak, jak pierwsi. Była chwila wahania. Spoglądano po sobie. Nareszcie jeden ze śmielszych czy bliższych policji wykrzyknął:
— Precz z żandarmami!
Okrzyk ten, wprośród ciszy, rozległ się jak huk piorunu. I jak huk piorunu wywołał burzę.
Jak gdyby oczekując tylko na okrzyk, tłum powtórzył go, i dodając czyn do słowa, rzucił się na żandarmów,