dlań zdarzeniem, koń jego, porwany w górę, powalił się na bruk, pociągając go za sobą.
Jakim sposobem się to stało i jakie okoliczności sprowadziły wypadek, który pan Rappt mógł przed chwilą wziąć za trzęsienie ziemi, zaraz opowiemy.
Jakkolwiek gorąco pragnęła konnica zdążyć za panem Rappt, lecz pułkownik żarliwszy, a przytem o wiele lepszego mając konia, skoro tylko barykada została zniszczoną, przeskoczył ją z taką szybkością, że oddzielił się od swych żołnierzy o więcej, niż kroków trzydzieści.
Po za tą barykadą plątał się Jan Byk, poszukując Murzyna i Szkopka, których strzały żołnierzy pana Rappta, rozumie się, rozpędziły.
Salvator rozkazał mu połączyć się z nimi i poprowadzić do domu, więc Jan Byk szukał ich, żeby wykonać dobrowolnie lub przemocą rozkaz jaki otrzymał.
Otóż po starannem, jeśli nie korzystnem swych przyjaciół poszukiwaniu, uczciwy cieśla, nie odszukawszy nikogo, już się miał oddalić, gdy usłyszał pierwsze strzały i ogień plutonowy, z rozkazu pana Rappta.
— Zdaje się, że pan Salvator miał słuszność, mruknął, i że mają ochotę trochę sobie „poszlachtować“ przechodzących.
Przepraszamy czytelników naszych za to wyrażenie „poszlachtować,“ które może się zdawać należące do języka więcej niż poufałego, lecz dan Byk nie pochodził ze szkoły Delilla, a wyraz ten tak dobrze wyrażał myśl jego, a ściśle rzecz biorąc tak dobrze tłómaczy myśl naszą, że czytelnik wybaczy nam formę ze względu na treść.
— Wskutek czego, ciągnął dalej, rozmawiając sam z sobą, sądzę, że roztropnie byłoby uczynić to, co zdaje mi się zrobili moi przyjaciele, to jest pójść sobie precz.
Na nieszczęście było to postanowienie łatwiejsze do powzięcia, niż do wykonania.
— Do licha! do licha! mówił dalej, rzucając wzrokiem koło siebie, co teraz począć?
Przed nim uciekał tłum gęsty i trudny do przebicia; cieśla wreszcie nie chciał uciekać ani mieć miny uciekającego.
Za nim pędzili cwałem z pałaszami w rękach.
Nareszcie na prawo i na lewo, w małych uliczkach
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1827
Ta strona została przepisana.