Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/183

Ta strona została przepisana.

kareta jakby ją kto gonił; szyba się spuszcza i słyszę krzyk: „Ratujcie, ratujcie! porywają mnie!“ i piękna płowa główka wychyla się za drzwiczki. Jednocześnie ukazuje się druga głowa, młodego bruneta z wąsami... On wciąga w tył tę, która krzyczała i spuszcza szybę, ale dziewica miała czas opuścić szybę.
— A ten list?
— Doręczyłam panu Justynowi.
— Która wtedy była godzina?
— Mogła być piąta zrana, panie Salvatorze.
— Dobrze, czy już wszystko?
— Wszystko.
— Na głowę Róży?
— Na głowę Róży.
— Czemu nie opowiedziałaś poprostu panu Justynowi tego, co zaszło?
— Skusiło mnie coś, panie Salvatorze; on rozpowie wydarzenie, a to zjedna mi klientów.
— Masz oto, Brocanto, luidora za to, że powiedziałaś prawdę, odrzekł Salvator, ale z tego luidora kupisz temu dziecku trzy pary pończoch bawełnianych i buciki kozłowe.
— Ja chcę buciki czerwone, panie Salvatorze, odezwała się Róża.
— Wybierz, jakiej zechcesz barwy, moje dziecko. Potem odwracając się do Brocanty: Słyszałaś, rzekł, jeżeli za tydzień, dzień w dzień, godzina w godzinę, nie wyprowadzisz się ztąd, odbiorę ci Różę.
— O! mruknęła stara.
— A ty, Różo, jeżeli cię zastanę jeszcze z bosemi nogami, to cię każę ubrać tak, jak byłaś ubraną, kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem przed pięciu laty.
— O! panie Salvatorze! zawołała dziewczyna.
Wtedy, zbliżając się po raz ostatni do starej:
— Nie zapominaj, Brocanto, rzekł do niej półgłosem, że mi za to dziecię odpowiadasz głową! Jeżeli ją zamęczysz w tem poddaszu, to ja cię zamorzę mrozem i głodem w więzieniu.
I po tej pogróżce nachylił się ku dziewicy, która ze swej strony podała mu czoło.
Potem, wychodząc z komórki, dał znak Janowi Robertowi, ażeby poszedł za nim.