Widok ten przeraził Avoina, zatrwożył Carmagnola, a z nóg ściął ich trzeciego towarzysza. Wszyscy trzej więc uciekli, zostawiając Gibassiera własnemu przemysłowi.
Ale Jan Byk nie był człowiekiem, któremuby się można tak łatwo wymknąć. Nie troszcząc się już o jeńca leżącego pod ciężarem woza, przeskoczył przezeń i w kilku susach dognał jednego ze zbiegów.
Był to Avoine.
Avoinem, którego chwycił za nogi nakształt miotły, zwalił z nóg Carmagnola. Potem, ciągnąc obu zemdlonych, rzucił ich do wózka, i nie troszcząc się o nieprzyjemność, jaką ten ruch sprawił Gibassierowi, pociągnął wózek w wyłom barykady, która tym sposobem została naprawioną pod ogniem plutonowym pułkownika Rappta; ten zaś, nacierając ze swemi ludźmi na tę fortyfikację, ani się domyślał, że została przejrzaną, powiększoną i wzmocnioną przez jednego tylko człowieka.
Przez ten czas Gibassier wił się pod wozem, jak Encelades pod górą Etną. I to go zgubiło.
Jan Byk podstąpił pod wózek by zobaczyć dlaczego się trzęsie. Spostrzegł głowę wystającą po nad kwadrat drabiny. Wtedy to całkowicie poznał Gibassiera.
— A! nędzniku, zawołał, więc to ty?
— Jakto, ja? rzekł galernik.
— Tak, ty... ty, co się kochasz w Fifinie!
— Przysięgam, że nie wiem co mówicie.
— To ja ci wytłumaczę, ryknął Jan Byk.
I bez względu na to co działo się koło niego, pięść jego podniosła się jak masa i z głuchym łoskotem spadła na głowę Gibassiera.
W tejże samej chwili Jan Byk doznał gwałtownego wstrząśnienia i znalazł się pod brzuchem końskim.
Pułkownik Rąppt przeskakiwał przez barykadę.
Tylne nogi konia zawadziły o drzewo i kamienie, a przednie opadły na wózek.
Cieśli dosyć było zrobić jedno wysilenie potężnych lędźwi, by przewrócić konia, który stracił równowagę na ruchomym gruncie. Zrobił to, mówiąc:
— Stój, pułkowniku!
A ponieważ wysilenie to uczynił sumiennie, przeto i koń i jeździec runęli na bruk.
Jan Byk miał już wpaść na pułkownika Rappta i we-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1831
Ta strona została przepisana.