Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1847

Ta strona została przepisana.

uważali, że od niejakiego czasu firanki alkowy drgały jakby podmuchem wiatru z uchylonych drzwi poruszane.
Drgania tego przyczyny nie było żadnej, gdyż drzwi były hermetycznie zamknięte.
Tylko, wezwawszy na pomoc zmysł wzroku i spojrzawszy za te firanki, nasi zakochani spostrzegliby człowieka, który za niemi przykucnął i czynił wszelkie wysilenia, ażeby pokonać kurcze, jakie mu sprawiało to dokuczliwe położenie. Kiedy nareszcie położenie to stało się nadmiernie przykrem, człowiek ten zaryzykował ruch, na który drgęła pani de Marande.
— Co ci jest moja najdroższa? zapytał Jan Robert.
— Czy nie słyszałeś? rzekła z dreszczem.
— Nie.
— Posłuchaj, mówiła dalej, nadstawiając ucho w stronę łóżka.
Jan Robert nadstawił uszu; ale nie słysząc nic, ujął ręce kobiety i zaczął je całować.
Szelest, który zestraszył Lidję, znowu doszedł jej uszu, i na ten raz krzyknęła.
Jan Robert także go usłyszał i wstawszy, poszedł prosto do alkowy.
W chwili, gdy wstawał, firanka poruszyła się żywiej. Jan Robert uchyliwszy jej, spostrzegł za łóżkiem kryjącego się Loredana de Valgeneuse.
— Pan tu? zawołał.
Pani de Marande wstała ze drżeniem. Ku niesłychanemu swemu zdziwieniu poznała młodzieńca.
Przypominamy sobie ojcowskie napomnienia, jakie pan de Marande dawał swej żonie co do monsignora Coletti i Loredana de Valgeneuse. O ile młody poeta wydawał mu się uczciwym nawet w miłości, o tyle obłudnik duchowny i młody rozpustnik wydawali mu się kompromitującymi.
Ostrzegał panią de Marande, aż na jego zapytanie, czy się jej Loredan podoba, odpowiedziała: „Jest mi całkiem obojętny Dodał także, mówiąc o tym młodzieńcu, jeśli sobie przypominamy: „Co do jego powodzeń, te zdają się ograniczać na kobietach światowych; jeżeli zaś skłania się do tych, które nazywają kobietami z ludu, to pomimo szlachetnego poparcia, jakie udziela mu w tych okolicznościach siostra