Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1854

Ta strona została przepisana.

Loredana mogło bardzo niepodobać się panu de Marande. Zostawiał on całą wolność, pod warunkiem unikania skandalu.
Ale czyż ona, biedna kobieta, była powodem tego skandalu? A jeżeli nie ona, to czyż człowiek tak wyrozumiały, powiedzmy więcej, tak pobłażający, jak pan de Marande, mógłby ją czynić odpowiedzialną?
Pomimo jednak tych uspokajających refleksyj, pomimo poprzednich danych nie pozwalających jej bynajmniej obawiać się, Lidja poczuła dreszcz w żyłach i głosem zgasłym, usłyszawszy powtórnie męża, odpowiedziała:
— Proszę!
Pan de Marande wszedł, postawił lichtarz, położył tekę na konsoli, a wziąwszy krzesło, usiadł przy łóżku żony.
— Przebacz mi, kochana Lidjo, że cię teraz nachodzę, rzekł do niej najłagodniejszym głosem, ale król czeka na mnie jutro o dziewiątej z rana i może nie będę mógł znaleźć w całym dniu ani chwilki, na spokojną rozmowę z tobą.
— Jestem na twoje rozkazy, panie, rzekła takim samym tonem Lidja.
— O! na moje rozkazy! mruknął jakby gniewnym głosem, biorąc powtórnie żonę za rękę i całując ją z niemniejszym szacunkiem, jak poprzednio, na moje rozkazy! brzydki wyraz na moje prośby, co najwięcej. Jeżeli kto może tu wydawać rozkazy, kochana przyjaciółko, to ty, a nie ja. Błagam cię, ażebyś o tem pamiętała.
— Wstydź? mnie twoja dobroć, panie, jęknęła młoda kobieta.
— Doprawdy, wprawiasz mnie w pomieszanie: to co nazywasz moją dobrocią, jest tylko sprawiedliwością, upewniam, lecz nie będę zabierał ci czasu. Przystępuję więc do głównego przedmiotu, mającego stanowić oś naszej rozmowy. Tylko pozwolisz, że zadam pytanie, które zdaje mi się już raz ci postawiłem. Czy kochasz pana de Valgeneuse?
— W istocie panie, już raz mi to pytanie zadałeś i już raz odpowiedziałam, że nie. Co znaczy to naleganie?
— Ponieważ będzie niedługo pół roku, jak cię o to pytałem, a pół roku niekiedy sprowadza wielkie zmiany w umyśle kobiety...
— A więc, tak samo niekochani go dziś, jak wtedy.
— Nie masz pani żadnego uczucia dla niego?