żoną, a który po przeżyciu z nią długich lat w najzupełniejszej pewności, czuje się jednym razem w swej wierze zachwianym? Zwątpienie, które poczęło się od kobiety ukochanej, owłada istotą całą. Wątpi on o sobie, o innych, o łasce Bożej, podobien jest nakoniec do tego, o którym mówi Humboldt, iż przeżywszy trzydzieści lat na twardym gruncie, czuje jak raptem zaczyna mu on drżeć pod nogami i widzi jak otwiera się u stóp jego przepaść.
Na szczęście, nie takiem było położenie pana de Marande, położenie zresztą trudne do odmalowania. Jak to był powiedział do żony „poznanie samego siebie,“ popchnęło go do głębi pobłażliwości dla pięknej grzesznicy, która skutkiem opowiedzianych przez nas okoliczności widziała swój los złączony z jego losem; a z powodu tej pobłażliwości, mocą której dał pani de Marande całą swobodę działania, tem większa wdzięczność mu się należy, iż widocznem było, że kocha swą żonę i że żadna inna kobieta na świecie nie zdawała mu się godniejszą kochania i uwielbienia. Zatem, ponieważ nie ma miłości bez zazdrości, więc pan de Marande wewnętrznie musiał być zazdrosnym względem Jana Roberta.
I w samej rzeczy był on zazdrosnym niezmiernie, głęboko, nad wszelki wyraz.
Lecz czy opłaciłoby się być człowiekiem rozumnym, gdyby rozum nie miał służyć jako maska do pokrycia cierpień naszych, które społeczeństwo zamiast łagodzić litością, śmiesznością okrywa? Pan de Marande postępował więc nietylko jako filozof, lecz jak człowiek z sercem, mając żonę, od której nie mógł, kierując się rozsądkiem, wymagać tego uczucia idealnego i zarazem zmysłowego, które nazywają miłością, ułożył więc rzeczy w ten sposób, żeby ona zmuszoną była dać mu to uczucie moralne, które się wdzięcznością zowie.
Tak więc pan de Marande był może najzazdrośniejszym człowiekiem, jaki istnieje na świecie, nie zdając się być najzupełniej takim.
Nie trzeba się tedy dziwić, jeżeli zdecydowawszy się być przyjacielem Jana Roberta, tak natarczywie pragnął stać się nieprzyjacielem pana de Valgeneuse; jego nienawiść dla tego ostatniego, był to rodzaj hamulca, niedającego wymknąć się zazdrości względem pierwszego, zazdro-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1860
Ta strona została przepisana.