Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1867

Ta strona została przepisana.

— Pan de Valgeneuse! zawołał Jan Robert, o! tak, znam go.
I płomień nienawiści błysnął mu w oczach.
— A więc, kochany poeto, wyobraź sobie, iż wczoraj wieczorem pani de Marande opowiedziała mi słowo w słowo scenę, jaka zaszła u niej pomiędzy tobą i nim.
Jan Robert zadrżał, ale bankier ciągnął dalej tym samym tonem:
— Wiedziałem oddawna od samej pani de Marande, że ten ladaco zaleca się do niej. Czekałem więc tylko sposobności, w charakterze legalnego opiekuna pani de Marande, żeby dać mu nauczkę, na jaką zasługuje, chociaż sądzę, że z nauczki tej niewiele skorzysta; aż tu sposobność nadarza nam się w tak niespodziewany sposób.
— Co pan chcesz przez to powiedzieć? zapytał Jan Robert, który poczynał niewyraźnie dorozumiewać się zamiarów swojego gościa.
— Chcę poprostu powiedzieć, iż, ponieważ pan de Valgeneuse znieważył panią de Marande, ja zabiję pana de Valgeneuse, rzecz prosta.
— Ależ panie, zawołał Jan Robert, zdaje mi się, iż ponieważ to ja byłem świadkiem zniewagi wyrządzonej pani de Marande, do mnie należy zmazać tę zniewagę.
— Pozwól, kochany poeto, wyrzekł uśmiechając się pan de Marande, ja pragnę twojej przyjaźni, ale nie poświęcenia. Lecz idźmy dalej i pomówmy poważnie. Zniewaga miała miejsce, lecz o której godzinie? O północy. Gdzie? W pokoju pani de Marande. Gdzie pan de Valgeneuse był ukryty? Za firanką. W tem wszystkiem zachodzi poufałość... najpoufalsza. I nie ja to byłem o tej godzinie z panią de Marande, nie ja odkryłem pana de Valgeneuse za portjerą; ale ja powinienem był tam się znajdować, ja to powinienem był odkryć go. Pan znasz nasze dzienniki, a zwłaszcza naszych dziennikarzy; jakie osobliwe komentarze układaliby oni z pojedynku twojego z panem de Yalgeneuse! Czy sądzisz, że imię pani de Marande to jest imię niesplamione, które powinno takiem pozostać, jakkolwiek nieznacznie wskazane przez prasę, niebyłoby poznane przez nieżyczliwych? Namyśl się, nim mi odpowiesz.
— Jednakże panie, powiedział Jan Robert, który rozumiał całą doniosłość tego rozumowania, nie mogę pozwo-